rozwiń zwiń

„Piszę o tym, co mnie zajmuje” – wywiad z Alanem Sasinowskim

LubimyCzytać LubimyCzytać
17.01.2019

Z okazji premiery najnowszej powieści Alana Sasinowskiego zapytaliśmy autora o stosunek mężczyzn do kobiet, budowanie relacji oraz gry z samym sobą. Książka „Wysokie chmury” pojawiła się już na księgarskich półkach.

„Piszę o tym, co mnie zajmuje” – wywiad z Alanem Sasinowskim

Przede mną nic już nie ma – takie przekonanie żywi Marek, pracownik pomocy społecznej w średnim wieku. Ale myli się.

Otrzymuje bowiem informację, że jedyna kobieta, którą kochał, popełniła samobójstwo. Próba rozwiązania zagadki tej śmierci to dla niego szansa, aby nadać sens własnemu życiu.

Szansa, ale i ogromne ryzyko, bo zanurzenie się w przeszłość i konfrontacja z dawnymi przyjaciółmi podważy jego zdanie na temat seksu, zdrady, miłości i odkupienia.

Zofia Prudens*: Głównym bohaterem Pana powieści „Wysokie chmury” jest Marek, mężczyzna w średnim wieku, z brzuchem i problemem alkoholowym. O kobietach mówi i myśli „lalki”. Dlaczego traktuje je przedmiotowo?

Alan Sasinowski: Doprecyzujmy, gdy poznajemy Marka, ten już nie pije, bo nie może. Nie ma więc problemu alkoholowego, a raczej problem z bolesną utratą problemu alkoholowego. To facet, który z powodu nieprzepracowanego miłosnego uczucia zrezygnował z normalnego życia – albo może z czegoś, co uchodzi za normalne życie. Trudno kogoś takiego posądzić o przedmiotowe traktowanie kobiet.

Jak więc określiłby Pan jego stosunek do kobiet?

Zaryzykowałbym tezę, że wpadnięcie z powodu miłosnego uczucia w trwający pół życia stupor to raczej hołd dla kobiety, a nie coś, co ją poniża. Osobną sprawą jest to, że świat przedstawiony „Wysokich chmur” zaludniają silne, dominujące kobiety. Facetom nie jest łatwo. Bronią się jak mogą przed tym naporem podmiotowości, energii, moralnych przewag...

„Wysokie chmury” opowiadają przede wszystkim o relacjach damsko-męskich, głównie o sferze seksualnej. Uważa Pan, że w związku między kobietą i mężczyzną nie ma miejsca na partnerstwo i przyjaźń?

Tylko infantylni pseudocynicy i zdegenerowani frustraci mogą twierdzić, że w związkach nie ma miejsca na partnerstwo i przyjaźń – ani na zaufanie, czułość i intelektualny sojusz, a także na wiele jeszcze innych skomplikowanych rzeczy. Czego najlepszym przykładem jest związek głównego bohatera, który gdy był ze swoją kobietą, to np. toczył z nią fundamentalne dyskusje nie tylko o literaturze, ale także o teorii literatury.

W powieści jedna z bohaterek wypowiada zdanie: „Najważniejsze w życiu jest stracić złudzenia, ale zachować nadzieję”. Co to dla Pana oznacza – zarówno jako człowieka, mężczyzny, jak i pisarza?

Nie mogę dopowiedzieć tego, co mówi bohaterka powieści, bo nie jestem mądrzejszy od swoich bohaterów. Ani od swojej książki. Mam nadzieję, że jest wręcz przeciwnie.

Jak Pan myśli, co czuje Marek, główny bohater, gdy dowiaduje się, że Iwona, jego miłość z młodości, zginęła?

Właściwie cała książka opowiada o tym, co ja myślę o tym, co czuje Marek w związku ze śmiercią Iwony – pozwólmy czytelnikom zagłębić się w to.

Dlaczego w Pana książce są opisy grupowego seksu, a nie ma opisów budowania relacji, związków?

Do upadłego będę bronił stanowiska, że w „Wysokich chmurach” relacji jest bez liku. Relacji damsko-męskich, rodzicielskich, przyjacielskich, wrogich, przyjacielskich i wrogich jednocześnie, trudnych do zdefiniowania napięć. Nawet gdy kilku panów zabawia się z jedną panią, to też nie jest to tylko powierzchowna przyjemność, ale relacja. I wcale nie jest oczywiste, kto w tej relacji dominuje.

O czym jest Pana powieść: o samotności, kryzysie wieku średniego, poszukiwaniu sensu życia?

Gdy ją kończyłem, uważałem, że opowiada głównie o poczuciu winy i grach, jakie toczymy z naszą pamięcią, oraz grach, jakie ona prowadzi z nami. Ale książka nie należy już do mnie, nie wiem, co wyciągną z niej czytelnicy. Samotność, kryzys wieku średniego, poszukiwanie sensu życia – tak, to również dobre tropy. Wątek związany z wymiarem sprawiedliwości też nie jest ozdobnikiem.

Jak długo Pan ją pisał?

Pewnie ze 2-3 lata. Trudno dokładnie określić, bo nie celebruję ani początku, ani końca pisania. Pracuję zrywami, głównie podczas urlopów.

Dlaczego powstała?

Jedno mogę czytelnikom zagwarantować: piszę o tym, co mnie zajmuje. Gdyby kategoria szczerości nie była tak podejrzana i skompromitowana, napisałbym, że to szczery tekst, nieskalkulowany. W każdym razie nie interesuje mnie pisanie prozy pod debatę czy koniunkturę. Literaturę traktuję jako coś mimo wszystko odświętnego.

Co więc czyta Pan na co dzień?

Jakkolwiek pretensjonalnie i pompatycznie to brzmi, teraz znowu czytam „Tragedie i Kroniki” Shakespeare`a w przekładzie Stanisława Barańczaka. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że do tej lektury dojrzałem dopiero kilka lat temu. Ostatnio zrobiły na mnie ogromne wrażenie dwie książki – „Patrick Melrose” Edwarda St Aubyna oraz „Jedyna historia” Juliana Barnesa. Ta precyzja, to okrucieństwo, to zrodzone z rozpaczy poczucie humoru! Prawdziwi mistrzowie.

Nad czym Pan teraz pracuje?

Nad kolejną książką. Ale jest za wcześnie, żeby powiedzieć o niej coś pewnego.

---

*Zofia Prudens – dziennikarka, freelancerka.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 17.01.2019 11:01
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post