Trzy wystawy i jedna wycieczka, której nie było

AMisz AMisz
21.01.2018

Londyn to miasto, które bardzo lubię i jednocześnie nienawidzę. I najgorsze, że dokładnie z tego samego powodu! Tam się tyle dzieje i to w tym samym czasie! W minionym tygodniu wybrałam się do Londynu (i nie tylko) na trzy literackie wystawy oraz wycieczkę po niezależnych księgarniach. Zapraszam na krótką relację!

Trzy wystawy i jedna wycieczka, której nie było

Uświadomiłam sobie ostatnie – z pewnym przerażeniem – że jestem książkowym geekiem. Może się to wydawać oczywiste, biorąc pod uwagę piastowane przeze mnie stanowisko redaktor naczelnej największego książkowego serwisu w kraju, ale do mnie dotarło to stosunkowo niedawno. Kiedy ogłosiłam to moim znajomym – wybuchnęli śmiechem. Dla nich bowiem, było to tak oczywiste, jak to, że kocham swoje koty! Moje umiłowanie literackiego świata sięga wiele, wiele lat wstecz – jeszcze w liceum i na studiach, zwiedzając obce miasta, robiłam sobie zdjęcia z każdym pomnikiem pisarza, poety lub postaci literackiej, jaki napotkałam, ba! robiłam sobie zdjęcia z tabliczkami z nazwami ulic, poświęconych osobom ze świata literatury! Lubiłam, i nadal lubię, zwiedzać miasta śladami powieści, w nich się rozgrywających – ta przypadłość zaczęła się akurat od Jeżycjady, pochodzę z Poznania i wychowałam się na książkach Małgorzaty Musierowicz, z czasem z nich wyrosłam, uznając, że forsowany przez autorkę jedyny słuszny heteronormatywny, monogamiczny, chrześcijański model świata i rodziny mi nie odpowiada.

Jednym z najbardziej literackich miast, które poznałam (zarówno dosłownie, jak i w przenośni) jest Londyn – pisałam o tym trochę w tekście 5 książek o Londynie.

W ciągu ostatnich dwóch lat bywałam w stolicy Wielkiej Brytanii średnio co dwa/ trzy miesiące. Czasami były to dłuższe pobyty, czasami tylko weekend, ale zawsze starałam się w tym czasie zaliczyć jakieś kulturalne wydarzenie – wystawę, koncert, wizytę w muzeum – nie zawsze to się jednak udawało. Kiedy w lipcu pierwszy raz usłyszałam o planowanej w British Library wystawie poświęconej 20-leciu wydania pierwszego tomu Harry'ego Pottera, wiedziałam, że ją zobaczę na pewno – była tylko kwestia kiedy. Potem znalazłam informację o wystawie poświęconej Terry'emu Pratchettowi w muzeum w Salisbury – spojrzałam na mapę i uznałam, że da się to zrobić w czasie jednej wizyty w UK. Trochę później dowiedziałam się, że w Muzeum Victorii i Alberta w grudniu otwierają wystawę o Kubusiu Puchatku – dodałam więc ją do planowanych wydarzeń. Gdyby było mi mało literackich wrażeń, to zapisałam się jeszcze na wycieczkę po niezależnych księgarniach. Plan pięciodniowego wywiadu obejmował jeszcze Stonehedge i imprezę w sobotę – więc naprawdę był intensywny!

Na pierwszy ogień poszedł Harry Potter! Kiedy w Polsce ukazał się pierwszy tom, byłam już na studiach – nie mogę więc powiedzieć, że dorastałam z bohaterami, ale uważam tę serię za bardzo dobrą i podziwiam J.K. Rowling za to, jak udało jej się zbudować potterowe imperium i to w bardzo krótkim czasie. Już sam fakt, że na wystawę o Harrym bilety kupowałam z dwumiesięcznym wyprzedzeniem, a na Terry'ego i Kubusia można było bilet dostać nawet w tym samym dniu świadczy o tym, jak ogromną popularnością (w mojej opinii zasłużoną) cieszy się cykl o Hogwarcie.

British Library żyje tą wystawą! Zaraz na wejściu przywitał mnie gigantyczny baner rozciągający się od podłogi aż po sufit. W sklepach mnóstwo gadżetów, zarówno związanych z wystawą (torby, ołówki, magnesy, plakaty, notesy etc.), jak i z cyklem książek oraz z filmami, mniejsze i większe plakaty i potykacze na każdym kroku – trochę to dziwne, bo ta wystawa naprawdę nie potrzebuje aż takiej reklamy, tym bardziej w samym budynku!

Idea stojąca za wystawą jest prosta: pokazać, że świat, który w swoich książkach stworzyła J.K. Rowling istnieje... naprawdę! Ludzie od zawsze wierzyli w czary, próbowali przewidzieć przyszłość, szukali kamienia filozoficznego, jednorożców i smoków. J.K. Rowling czerpała całymi garściami z ogólnie znanych baśni, legend i lokalnych podań, dodała to wszystko to swojej własnej historii i stworzyła coś niesamowitego. A jak mawiała Hermiona Granger „czyż wszystkie legendy nie mają oparcia w faktach?”

Wystawa podzielona została na kilka sal, każda z nich opowiadała o innym przedmiocie z Hogwartu – była sala od Eliksirów i Alchemii, Zielarstwa, Zaklęć, Astronomii, Wróżbiarstwa, Obrony przed czarną magią i Opieki nad magicznymi zwierzętami.

Oprócz przedmiotów związanych bezpośrednio z powieścią lub autorką w gablotach powystawiano książki z księgozbioru British Library, które nawiązywały do omawianego przedmiotu: jak chociażby „Ortus Sanitatis” z 1491 roku, czy zwój alchemika Ripleya pokazujący cały proces powstawania kamienia filozoficznego, można było obejrzeć ryciny przedstawiające mandragory – a nawet prawdziwy korzeń mandragory z XVI lub XVII wieku, który wyglądał jak klęczący mężczyzna z wielkim penisem w dłoniach. Wystawiono też zmumifikowaną syrenę, która rzekomo została złapana w XVIII wieku w Japonii i przekazana w prezencie księciu Arturowi z Connaught, a po jego śmierci jego żona Księżniczka Aleksandra ofiarowała ją Muzeum Brytyjskiego. Niestety badania wykazały, że to falsyfikat – połączenie ciała małpy i ogona ryby – cóż za rozczarowanie.

Na potrzeby wystawy sprowadzono także magiczne przedmioty i książki z muzeum Magii i Czarodziejstwa w Boscastle – np. miotłę Olgi Hunt – rzekomej czarownicy z Davon.

Jednak prawdziwi fani najwięcej czasu spędzali przez przedmiotami podarowanymi wystawie przez samą autorkę lub jej wydawcę. Można było zobaczyć opis pierwszego tomu, który J.K. Rowling rozsyłała do wydawców, chcąc ich zachęcić do wydania pierwszego tomu, były jej odręczne notatki, z licznymi przekreśleniami, a przede wszystkim były rysunki jej autorstwa! Okazuje się, że już na siedem lat przed wydaniem powieści Rowling miała fabułę w głowie i tworzyła do niej własnoręczne ilustracje – jest w tym naprawdę dobra! Chciałabym kiedyś zobaczyć wydanie z jej ilustracjami. W jednej z gablot wisiała nawet Peleryna-Niewidka, przynajmniej taka informacja była na tabliczce – sama peleryna była oczywiście niewidoczna.

 

Wystawa skierowana była zarówno dla dorosłych odbiorców, jak i dla dzieci - na wejściu można było pobrać specjalną książeczkę, która zawierała różne łamigłówki i krzyżówki, które dzieci musiały uzupełniać danymi odnalezionymy na wystawie. Rozkosznie było patrzeć jak biegają od gabloty do gabloty i tym przepięknym londyńskim akcentem mówią do siebie z przejęciem "oh look! look! This is the REAL philosopher's stone!"

Bawiłam się na wystawie rewelacyjnie, spędziłam tam jakieś dwie, może trzy godziny, chodząc, czytając opisy, zachwycając się kolorowymi rycinami, podziwiając starodruki i manuskrypty. Na wystawie nie można było robić zdjęć, więc nabyłam książkę Harry Potter. A History of Magic, wspaniałe kompendium wiedzy i uzupełnienie wystawy – wszystkie zdjęcia pochodzą właśnie z niej. Na BBC2 jest też do obejrzenia film, opowiadający o wystawie, w którym występują aktorzy znani z ekranizacji, kurotorzy wystawy oraz J.K. Rowling. Aby obejrzeć film trzeba jednak był w UK. Poniżej fragment dotyczący pochodzenia zaklęcia Avada kedavra.

Wystawa potrwa do końca lutego, ale wszystkie bilety zostały już wyprzedane! Jeśli nie możecie pojechać do Londynu, to zawsze możecie kupić sobie książkę (jest wersja papierowa i elektroniczna) – wydawnictwo Media Rodzina wkrótce wyda wersję dla młodszego czytelnika Harry Potter. Podróż przez historię magii, nie mają niestety w planach wydania tej dużej, a szkoda.

Opowieść o wizycie u sir Terry'ego Pratchetta i Kubusia Puchatka już wkrótce!


komentarze [6]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Legeriusz 24.01.2018 18:18
Czytelnik

Bardzo dziękuję za zmianę strasznie lubię i strasznie nienawidzę. Nie chciałem zwracać uwagi, ale ktoś zrobił to chyba za mnie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Behemot 07.02.2018 13:16
Czytelniczka

Mimo wszystko nie obyło się bez błędu 😉 "Nienawidzić" łączy się z dopełniaczem (miasto, którego nienawidzę), nie zaś z biernikiem (miasto, które nienawidzę).

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
allison 21.01.2018 17:15
Czytelniczka

Anglicy w ogóle są szczególnie wyczuleni na tzw. literackie kwestie i książkowe tradycje.

Od lat jestem urzeczona ich stosunkiem do wszelkich literackich rocznic typu: urodziny pisarza, data wydania znanego dzieła, data znaczącego debiutu itp.
Z tych właśnie okazji ukazują się w Wielkiej Brytanii okolicznościowe pocztówki, znaczki pocztowe, zakładki do książek,...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
AMisz 22.01.2018 10:41
Bibliotekarka | Oficjalna recenzentka

To prawda. Chciałabym jeszcze kiedyś odwiedzić Bath i wziąć udział w festiwalu Jane Austen :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Behemot 21.01.2018 11:52
Czytelniczka

"(...) wychowałam się na książkach Małgorzaty Musierowicz, z czasem z nich wyrosłam, uznając, że forsowany orzez autorkę jedyny słuszny heteronormatywny, monogamiczny, chrześcijański model świata i rodziny mi nie odpowiada".

Proszę się tak nie napinać - to tylko książki dla dzieci i młodzieży :-)))))

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
AMisz 20.01.2018 18:37
Bibliotekarka | Oficjalna recenzentka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post