Z książki do serialu

Marcin Zwierzchowski Marcin Zwierzchowski
21.06.2015

Z ostatniej koniunktury na rynku seriali w pierwszej kolejności cieszą się miłośnicy małego ekranu, w drugiej jednak bibliofile, bo ich ulubione książki (jeżeli są dość popularne) albo już zekranizowane zostały, albo przynajmniej ktoś kupił do tego prawa. Tak czy siak, im bardziej zagłębimy się choćby w listy planowanych produkcji, zapowiedzi producentów i stacji, gdy zauważymy nie tylko, jak wiele seriali się teraz tworzy, ale jak duży ich odsetek będzie miał oparcie w literaturze, dojdziemy do wniosku, że niedługo nie zostanie już żaden bestseller do adaptacji. Bo jeżeli jakaś książka nie wpadła w ręce wytwórni filmowych, najpewniej zagarnęli ją producenci telewizyjni (czasami zaś – i jedno, i drugie).

Z książki do serialu

Spójrzcie tylko w zapowiedzi! Jakiś czas temu było głośno o tworzeniu całego uniwersum wokół serii „Honor Harrington”, potem SyFy kupiło prawo do „Ekspansy” Jamesa A. Coreya, jeszcze później zapowiedziano „Koniec dzieciństwa” na podstawie powieści Arthura C. Clarke’a, od lat kolejne stacje kopią się też z „Amerykańskimi bogami” Neila Gaimana. Do listy dołączą: „Pan Mercedes” (i chyba nowe „Znalezione nie kradzione”) oraz „Dallas ‘63” Stephena Kinga, „Maddaddam” Margaret Atwood, „Dary Anioła” Cassandry Clare (a przecież niedawno w kinach był film), „Seria niefortunnych zdarzeń” Daniela Handlera (też był film, z Jimem Careyem), ktoś wziął się nawet za „Supersmutną i prawdziwą historię miłosną” Shteyngarta, gdzie w głównego bohatera wcielić ma się… Ben Stiller. Wypada również trzymać kciuki, aby AMC wreszcie wzięło się pracę nad „Terrorem” Dana Simmonsa. Mało? Mamy jeszcze „Czerwone koszule” Scalziego, serię rozpoczętą „Ancillary Justice” Ann Leckie, no i znowu Clarke’a, tym razem z „Fundacją”, a także innego klasyka SF, Fredericka Pohla i jego „Gateway”. Sporo, prawda? A przecież nie wymieniłem wszystkiego.

Przy takiej masowej produkcji z samym przenoszeniem tekstu literackiego na mały ekran bywa różnie. Jak z filmami: czasami adaptacja jak najwierniej trzyma się oryginału i tnie tylko tam, gdzie musi, ze względu na ograniczenia czasowe, a czasami z książki bierze się tylko tytuł, bohatera i jakiś ogólny pomysł na historię, zmieniając wszystko inne. W już teraz emitowanych, popularnych serialach, mających literackie korzenie, możemy dostrzec kilka wyraźnych trendów.


Kadr z serialu "Trafny wybór"/ BBC

Zdarza się, że serial stanowi przełożenie książki na ekran w niemalże niezmienionej, pod względem fabuły, formie. Przykładem Trafny wybór, czyli wyprodukowana przez BBC, przy pomocy HBO, ekranizacja Trafnego wyboru - bestsellera J.K. Rowling. Książka, będąca pierwszą skierowaną do dorosłego czytelnika pozycją w dorobku twórczyni przygód Harry’ego Pottera, to stylizowana na modłę XIX-wiecznych powieści historia pewnego brytyjskiego miasteczka, gdzie w wyniku nagłej śmierci jednego z radnych na sile zyskuje konflikt o skalę społecznej solidarności. To opowieść o hipokryzji i maskach, jakie nosimy na co dzień, gdzie Rowling w pełnej okazałości pokazuje znamienitych mieszkańców Pagford – widzimy ich „publiczne”, nieskazitelne i sielankowe oblicza, a także skrywaną przed innymi za zamkniętymi drzwiami i zasłoniętymi oknami prawdę. Dobra lektura, której największą zaletą jest styl Rowling.

A serial? W sumie nie wiem, po co ma go oglądać ktoś, kto czytał oryginał. Wielu bibliofili lubi sarkać na reżyserów, gdy ci odważą się namieszać w ich ulubionych historiach, jakby powtórzenie dokładnie tego samego, ale w innym medium, miało jakąś większą wartość. Według mnie – zdarza się to rzadko. Na pewno zaś nie powinno dotyczyć to w sumie powolnej, przesyconej najróżniejszymi bohaterami historii o małym miasteczku, gdzie serial ani jej nie uwspółcześnia (bo nie trzeba), ani nie czyni bardziej uniwersalną (tu też Rowling sobie poradziła), ani nie upraszcza zbytniego skomplikowania, ani generalnie nie oferuje nam niczego, poza świetną obsadą. Tyle że ja Michaela Gambona mogę podziwiać i gdzie indziej.

Osobiście wolę, gdy są zmiany. Rzecz jasna życzyłbym sobie, aby zawsze owe modyfikacje wprowadzane były z głową i miały na celu lepsze dostosowanie do medium, albo chociaż pojawiały się, bo ktoś po prostu uznał, że akurat ten kawałek książkowej historii wypadł by lepiej, gdyby w nim podłubać.

Kadr z serialu "Pozostawieni"/ HBO

Da się tak? Owszem, nawet ostatnio dokonano tego w „Pozostawionych” produkcji HBO. Bo choć podstawa, czyli powieść Pozostawieni Toma Perrotty, była więcej niż zadowalająca, serial jeszcze rozwijał tę historię, wprowadzał inny klimat, zmieniał może nie tyle fabułę, co sam sposób opowiadania - więcej symboliki, czegoś, co można nazwać „mistycyzmem”, więcej tajemnic, mniej prowadzenia widza za rękę i tłumaczenia wszystkiego.

Zresztą, nie szukajmy daleko, tylko sięgnijmy po to, co obecnie budzi najwięcej emocji – „Grę o tron”. Z grubsza, zwłaszcza w pierwszych sezonach, scenarzyści wiernie trzymali się materiału Martina, i choć wprawdzie cięli niemiłosiernie (bo materiału ogrom, a sezon to tylko 10 godzin), generalnie książka i telewizyjna adaptacja szły ręka w rękę. Z czasem jednak zmian pojawiało się więcej i więcej, w tym te najbardziej rzucające się w oczy, czyli choćby uśmiercanie postaci, które w książkach wciąż mają się całkiem dobrze. Efekt? Oburzenie fanów George’a R.R. Martina. Drugi efekt? Robi się ciekawiej.

Tu jednak rodzi się pytanie, czy, jeżeli serial ma być adaptacją książki, w ogóle zmiany fabularne powinny mieć miejsce? Oczywiście, że tak! Abstrahując od tego, że serial serialem, ale czasu ekranowego nie jest aż tyle, by przekładać historię 1:1, więc ciąć trzeba, odkładając na bok tłumaczenie, że telewizja to inne medium, a słowo adaptacja oznacza dostosowanie do niego, czyli zmiany – twórcy z małego ekranu mają dać nam interesującą historię, a cóż jest bardziej ekscytującego, niż igranie z naszymi oczekiwaniami?

Niektórzy martwią się, że wkrótce produkcja HBO wyprzedzi książki Martina. Oby tak się stało! Wyobrażacie sobie konsekwencje? Otrzymamy dwie osobne historie z Westeros, które wprawdzie będą dążyć do takiego samego finału i iść podobną ścieżką (Martin zdradził twórcom telewizyjnej „Gry o tron” zakończenie opowieści), ale zrobią to inaczej. Będzie można porównywać, będzie można obserwować inne wybory, a przede wszystkim będzie można zarówno obejrzeć serial, jak i przeczytać książki, nie narażając się na ciągłe powtórki. Co w tym złego?

Prawda jest taka, że miłośnicy książek w kwestii podchodzenia do adaptacji powinni brać przykład z… fanów komiksów. Czy ci marudzą, że w większości przypadków filmy i seriale biorą ledwie bohaterów i jakieś fabularne zręby, budując na nich nowe historie i mieszając, co się tylko da? Nie. Dlaczego? Weźmy choćby „Hellboya”, gdzie pierwszy film jeszcze jako tako wiernie trzymał się oryginału Mike’a Mignoli, drugi jednak całkowicie już odpłynął, budując zupełnie nową fabułę. Gdzie tu powód do narzekania? Zamiast powtórki z historii obrazkowej, dostaliśmy nową, świetną opowieść o Złotej Armii. Czy naprawdę byłoby tak źle, gdyby HBO dopisało nowy, ciekawy rozdział w historii Westeros?

Byłoby, gdyby zrobili to nieumiejętnie. Też się zdarza. I co ciekawe, niekoniecznie wiązać się to musi z samymi zmianami fabularnymi – wystarczy, że tę samą historię opowiada inna osoba, inaczej kładąc akcenty, w inny sposób budując napięcie.

Kadr z serialu "Miasteczko Wayward Pines"/ FOX

Tak jest w przypadku serialu „Miasteczko Wayward Pines” FOXa, dla którego podstawą jest książkowa trylogia Blake’a Croucha. Na chwilę obecną wyemitowano wprawdzie ledwie kilka odcinków, już w pierwszym jednak M. Night Shyamalan dał prawdziwy „popis”, zabijając całą książkową niepewność, wszystkie niuanse, całą subtelność, z gracją słonia w składzie porcelany wykładając widzowi wszystko na tacy.

Wyobraźcie sobie dickowską w duchu opowieść o bohaterze, który rzucony w nowe środowisko zaczyna wątpić we własny umysł i kwestionować postrzeganie rzeczywistości, który trafia w środek sieci kłamstw i intryg. I teraz wyobraźcie sobie, że wy, widzowie, widzicie te wszystkie sznurki, wprawdzie nie znacie wszystkich odpowiedzi, ale wiecie dużo więcej od bohatera i jego miotanie się po ekranie obserwujecie z szerszej perspektywy. Przy czym całość opowiadana jest tak, jakbyście nie wiedzieli, całe napięcie w serialu opiera się na tej rzekomej niepewności. Paradoks? Głupota? Takie jest „Miasteczko Wayward Pines”. Bo ktoś stwierdził, że wiedz jest głupszy od czytelnika i wszystko musi mieć podsunięte pod nos…

Czy da się więc to wszystko pogodzić? Zmieniać, jednocześnie pozostając wiernym oryginałowi; opowiadać tę samą, a jednak inną historię? Tak – doskonałym przykładem nowa produkcja BBC, serial „Jonathan Strange & Mr Norrell”.

Podstawą jest tutaj trzytomowa powieść Jonathan Strange i Pan Norrell Susanny Clarke. To osadzona w XIX-wiecznej Anglii historia dwóch tytułowych magów, absolutnych przeciwieństw, gdzie ten pierwszy to sympatyczny naturszczyk z ogromnym talentem, a drugi znerwicowany bibliofil, z nosem utkwionym w książce i jednym celem, do którego dążyć będzie i po trupach – przywrócić magii szacunek społeczeństwa. W skrócie: to opowieść o magii i dżentelmenach, choć chyba bardziej adekwatnym byłoby napisanie, że to historia dżentelmenów, którym zdarza się czarować. Bo siłą Clarke, oprócz oryginalnej fabuły i ciekawego pomysłu na opowieść o restauracji magii w Wielkiej Brytanii, jest przede wszystkim doskonale nakreślone tło kulturowe i głębokie osadzenie całości w groteskowym świecie wyższych sfer; to specyficzny język, podniosły styl, oryginalny humor i bogata opowieść o Londynie z innych czasów.

W serialu też to znajdziecie. Jeżeli będziecie go oglądać, czytając jednocześnie książkę, zauważycie, że bohaterowie są identyczni, traficie na dokładnie odwzorowane sceny, nawet dialogi przepisane z książki do scenariusza niemalże słowo w słowo; produkcja BBC to wyjątkowo wierna ekranizacja. Mimo to będziecie mieć wrażenie, że to dwie zupełnie odmienne historie.

Kunszt scenarzystów z BBC objawił się tym, że zmuszeni ciąć oryginał, cięli bardzo świadomie, tak by fabularnie praktycznie nic nie opuścić, a jednocześnie zmienić ton historii. Podczas gdy książki skrzą od humoru i można je określić mianem „lekkich”, serial ociera się o grozę, z każdym kolejnym odcinkiem potęgując atmosferę niepokoju. Po prostu gdy przyszło do skracania, precyzyjnie pozbyto się wszystkich scen przyjęć i spotkań z londyńską arystokracją, do minimum zredukowano wątek budowania przez Norrella pozycji wśród wyższych sfer. To, co niezbędne, oszczędzono, a resztę cięto według klucza, co pozwoliło na nowo ukształtować całość.

Efekt jest taki, że serial, przynajmniej po tych pierwszych odcinkach, robi jeszcze lepsze wrażenie niż książki! Zyskuje na kondensacji fabuły, zwłaszcza w oczach Polaka bardzo dobrze wypadło zredukowanie wątków bardzo „brytyjskich”, pozostawiając ekstrakt: opowieść o magii i jej konsekwencjach, o stykaniu się naszego świata i innych krain i płynącej z tych drugich grozie.

Chciałoby się, aby każda ekranizacja podchodziła do książkowego oryginału w taki sposób. Aby każdy serial na podstawie książki nie był ani zbyt wiernym powtórzeniem, ani przeróbką dla samego faktu przeróbki, ale nową jakością zbudowaną na tych samych fundamentach. I nie ma mówienia, że się nie da. Niektórzy robią to już dziś, czas więc, by inni też się tego nauczyli.

Marcin Zwierzchowski


komentarze [8]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Rob Fra 29.06.2015 19:58
Czytelnik

Odnosząc się do ekranizacji książek, moim zdaniem lepiej jak są pewne zmiany. Na moim przykładzie: przeczytawszy Grę o tron serialu najzwyczajniej nie chciało mi się oglądać (tyczy się to pierwszych sezonów). Ostatni sezon zdecydowanie lepiej przypadł mi do gustu. Ciekawszy, dążący jakoby inną "ścieżką". Myślę, że powody zmian mają też inne podłoże, a mianowicie Martin ma...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Betoniarka 23.06.2015 15:22
Czytelniczka

Czasem jednak można popełnić prawdziwą masakrę na książce. "Pod kopułą" to moim zdaniem bardzo nieudany serialowy eksperyment, choć zapowiadał się naprawdę nieźle.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Czytalski 22.06.2015 21:36
Bibliotekarz

Nie zgodzę się co do ekranizacji komiksów. To w tym środowisku jest zawsze najwięcej głosów krytyki, gdy historia odbiega od pierwowzoru, zwłaszcza gdy wprowadza się zmiany odnośnie znanych bohaterów. Wystarczy poczytać opinie na temat Avengersów czy obecnie Fantastycznej Czwórki.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Obywatel_Śliwka 23.06.2015 16:12
Bibliotekarz

Może autor opierał się na tym, że w sumie niewielu ludzi czyta komiksy i naprawdę zna pierwowzory, a co za tym idzie tylko im nie podobało się odejście od nich.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Obywatel_Śliwka 22.06.2015 06:47
Bibliotekarz

W sumie bardzo ciekawy tekst. Oglądałem i czytałem "Trafny wybór" i bardzo mi się podobało, w przeciwieństwie do serialowej wersji "Gry o tron", której problem polega na tym, że w trakcie okrajania wątków ktoś zapomniał co kroi, i zamiast ciekawej historii mamy festiwal pastwienia się nad widzem, co uważam za żałosne.
A "Jonathan Strange..." to jedna z moich ulubionych...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Russkaya 22.06.2015 00:20
Czytelnik

Ja za to osobom znającym język rosyjski gorąco polecam seriale na podstawie rosyjskich kryminałów. "Kamieńska" na podstawie cyklu Marininej to z jednej strony dość wierna adaptacja, z drugiej - stawiająca akcenty inaczej niż w książkach. Najważniejsze jest już nie tło społeczne, ale atmosfera napięcia, niepewności, bardzo wysmakowane sceny (Anastazja krojąca rybę w sukni...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Ania 21.06.2015 22:58
Czytelniczka

Super ekranizacjami jest serial "Kości" na podstawie powieść K. Reichs oraz "Partnerki" o przygodach dr. Isles i det. Rizzoli. Liczę na ekranizację "Wirusów" Reichs oraz takich tytułów jak: "Mroczne umysły", "Piąta fala", serii Simona Becketta. Z drugiej strony chciałabym, by takie seriale jak: "Millennium", "Misja w czasie", "Tajemnice Smallville" czy reszta odcinków...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Marcin Zwierzchowski 21.06.2015 00:01
Bibliotekarz | Oficjalny recenzent

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post