rozwiń zwiń

5 nieoczywistych pisarzy na lato

Tomasz Pindel Tomasz Pindel
18.08.2019

Utarł się pogląd, że latem najlepiej sięgać po książki lekkie, łatwe i przyjemne, kryminały i czytadła, które pozwolą błogo się odprężyć. Nigdy nie rozumiałem tej filozofii: przecież to latem, w wakacje, mamy zwykle nieco więcej czasu, możemy więc pozwolić sobie na śmielsze poszukiwania, na czytanie grubych, poważnych, może i nawet trudnych dzieł.

5 nieoczywistych pisarzy na lato

W codziennej gonitwie pracy i obowiązków studiowanie filozoficznego traktatu czy rozszyfrowywanie hermetycznej poezji może się po prostu nie udać, a na plaży, w ogrodzie czy na łące, w hamaku, na leżaku czy na kocyku, umysł chętnie zmierzy się z godnym przeciwnikiem. Lato to także dobry czas na literackie odkrycia, poszerzanie horyzontów, schodzenie z utartych ścieżek czytelniczych. Oto zatem pięcioro pisarzy nieco mniej znanych, może czasem nawet zapomnianych, niekoniecznie trudnych, ale na pewno odmiennych, po których warto sięgnąć w trakcie sierpniowych tygodni.

Zacznijmy od autora zagadki: B. Traven od dekad intrygował czytelników na całym świecie. W swoim czasie cieszył się sławą i poczytnością, przede wszystkim za sprawą hollywoodzkiej ekranizacji jego „Skarbu z Sierra Madre”, ale mimo popularności i uznania właściwie nic o nim nie wiedziano. Jedyne konkrety były w zasadzie takie, że był Niemcem (pisał po niemiecku) i mieszkał w Meksyku (często portretowanym w jego prozie). Dziś łatwo znaleźć w sieci liczne teorie na jego temat. Różne, ale łączy je element sensacyjności – zdaje się, że pan Traven doskonale nadawałby się na postać literacką. Najpopularniejsze hipotezy sugerowały, że Traven był anarchistycznym aktywistą, który zbiegł z kraju. Możliwe, że za wywrotową działalność został w 1919 roku skazany na śmierć, ale zdołał uciec z Niemiec i przepadł bez śladu. Możliwe, że był Amerykaninem, który interesował się latynoską kulturą i dlatego osiedlił się w Meksyku. Ale istnieją też znacznie bardziej fantastyczne – przez co pewnie nieco mniej prawdopodobne, ale tym nam milsze – teorie, w myśl których B. Traven był nieślubnym synem cesarza Niemiec Wilhelma II albo literackim alter ego pewnego prezydenta Meksyku. Ja chyba najbardziej lubię te stricte literackie wersje: w myśl pierwszej Traven to tak naprawdę Jack London, który upozorował samobójstwo i przeniósł się do Meksyku, albo niejaki Ambrose Bierce, znakomity amerykański nowelista (nawiasem mówiąc, też chyba lekko przykryty kurzem niepamięci), który w podeszłym wieku wyruszył do ogarniętego rewolucją Meksyku i przepadł bez śladu.

Awanturnicza i tajemnicza biografia nie daje oczywiście gwarancji, że i literatura okaże się równie ciekawa, ale moim zdaniem proza Travena ma w sobie dużą dawkę uroku i jeśli się zestarzała, to z klasą. Ja znajomość z tym panem zacząłem od tomu opowiadań „Nocny gość” i już tytułowe opowiadanie mocno mnie zaintrygowało: człowiek nazwiskiem Gales, właściciel terenów położonych gdzieś na południu Meksyku u granic tropikalnej puszczy, wprowadza się czasowo do domu sąsiada, doktora Cranwella. Tu odkrywa wspaniałe zbiory książek i lektura kompletnie go pochłania. Całe dnie schodzą mu wśród stron poświęconych historii odkrycia i podboju Ameryki, starożytnym cywilizacjom indiańskim, mitologii itd. Aż pewnej nocy w chacie pojawia się tajemniczy Indianin, którego tożsamość powiązana będzie, jak się okaże, z zagadkowym kopczykiem znajdującym się gdzieś na terenie doktora Cranwella, a nasz bohater ruszy w tajemniczą drogę prowadzącą go ku nieprzeniknionej puszczy.

Tak jak na trop B. Travena naprowadziła mnie przed laty lektura meksykańskiego kryminału „Czarne minuty” Martína Solaresa, tak po opowiadania Dorothy Parker sięgnąłem po „Pierwszym bilansie po apokalipsie” Frédérica Beigbedera: Francuz sporządził tam swoje czytelnicze Top 100 – świetna zachęta do własnych poszukiwań. Parker jakoś funkcjonuje w naszej świadomości, ale chyba bardziej jako poetka, co o tyle nie dziwi, że jeden zbiór jej opowiadań ukazał się przed wielu laty, w czasach, by tak rzec, antykwarycznych, a potem dostaliśmy tylko jeszcze jedną szansę na literacką znajomość: wybór próz pod tytułem „Gra” z 2006 roku. Parker jest mistrzynią krótkiej formy, a „Gra” to przykład książki, która od razu rozbija bank. Od pierwszego tekstu – „Dialog o trzeciej nad ranem”, jedyne trzy strony – wszystko jest jasne. Moc jej najlepszych opowiadań bierze się z wyjątkowego daru podsłuchiwania i zapisywania tego, co podsłuchane. To niemal pozbawione narratorskiego komentarza dialogi o sprawach zupełnie błahych i w sytuacjach zupełnie zwyczajnych, które jednak precyzyjnie odsłaniają mówiących, ich charaktery i relacje. Kobiety i mężczyźni, szantażujący się, lekceważący, zabiegający, nadskakujący, doskonale podsłuchani i genialnie zapisani (i przetłumaczeni, owacje dla Aleksandry Ambros). Chciałoby się te opowiadania nazwać humorystycznymi – bo chichoczemy za sprawą takiej dawki ironii i sarkazmu – ale tak naprawdę okazują się one smutne. Z pozoru pozbawione są fabuły, a przecież mnóstwo się tu dzieje. To opowiadania psychologicznie wycyzelowane, istne lekko kreślone perełki. Do tego piekielnie inteligentne i złośliwe – a inteligentne i złośliwe nowele to jest to!

Mizerna obecność Parker w krajowej czytelniczej świadomości tłumaczy się tym, że mamy raptem tę jedną jej książeczkę. W sumie podobny jest przypadek pewnego polskiego pisarza, który zdążył wydać jeden tomik eksperymentalny i jedną pełnogębną powieść, a potem umarł, tak bezsensownie przedwcześnie. Mam na myśli Tomasza Mirkowicza: wielu z nas czytało jego przekłady, ale z jakiegoś powodu wciąż niewielu sięgnęło po jego własną i cudowną powieść „Pielgrzymka do Ziemi Świętej Egiptu”.

Kiedy przeczytałem „Pielgrzymkę…”, pomyślałem sobie od razu, że to książka po prostu idealna i to jeszcze taka, jakich nam piekielnie brakuje w ojczystej literaturze. Jest to bowiem powieść mocno fabularna, dzieje się tu mnóstwo i ciekawie, i nie chodzi o jakieś pieszczoty z językiem czy obyczajowe darcie szat, tylko właśnie o fabularność. Przy okazji zresztą formalnie jest to rzecz ciekawa i wymyślna, ale owe formalne komplikacje nie stanowią warsztatowego popisu czy sztuki dla sztuki, a służą fabule właśnie.

Nie chcę zapuszczać się w streszczenia: powiem tyle, że główną bohaterką jest Alicja, która przypadkiem dowiaduje się o tym, że ma stryja, i choć nie zdąży go spotkać przed jego śmiercią, stryj zostawia list-testament, a ten zaprowadzi ją do Egiptu. Tu dziewczyna pakuje się w szaleńczą aferę, w której intrygi obcych wywiadów splatają się z zagadką bomb opracowywanych jeszcze przez hitlerowców. W to wszystko, jak w „Baśniach z tysiąca i jednej nocy” czy „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, wkomponowane zostało kilkanaście różnych opowieści: starą orientalną baśń goni opowieść o Szklanej Górze, biblijna przypowieść o nosicielu oka idioty miesza się z licznymi wersjami jedynej prawdziwej historii poczęcia Abiba, a w aneksie na końcu książki pojawia się broszura o masonerii. I, wbrew pozorom, to nie miszmasz, tylko misterna układanka.

Mirkowicz uprawia literaturę taką jakby… niepolską, zapewne dlatego, że mocno przesiąkł tym, co z angielskiego tłumaczył – te jego pokrętne spiski i erudycyjne wycieczki w przeszłość, snute z rygorem fabularnym, a nie naukowym, dają z jednej strony iście bestsellerową frajdę, z drugiej – świeżość i jednak coś nowego.

Mało kto pamięta także niejakiego Joaquima Marię Machado de Assis, wydawanego u nas całkiem przyzwoicie, ale przed wieloma laty. Pan Machado de Assis to absolutny klasyk brazylijskiej literatury: druga połowa XIX wieku, powieści, opowiadania, wiersze. Przeszedł od romantyzmu do realizmu, czyli, żeby jakoś odnieść do naszych realiów, to coś w rodzaju skrzyżowania Mickiewicza z Prusem, z domieszką Żeromskiego i Konopnickiej. Do tego jeszcze założył Brazylijską Akademię Literatury. I to wszystko może budzić obawy, bo przecież czytankowy pisarz klasyk zza oceanu, a do tego pomnikowy akademik – to pachnie nudą.

Nic bardziej mylnego. Owszem, powieści Machado de Assisa trącą lekko myszą (acz niektórzy lubią być przez myszy – czytelniczo – trącani), ale jego opowiadania zdumiewają świeżością. Literaturoznawcy powiedzą nam, że proza ta stanowi doskonały portret społeczeństwa z epoki. Przypomnijmy: brazylijskiego i z końca dziewiętnastego stulecia. Ściślej: z Rio de Janeiro. Lubimy, oczywiście, Rio, bo nam się dobrze kojarzy, tak sambodromowo, karnawałowo i plażowo, no ale współczesne Rio naprawdę niewiele ma wspólnego z miastem o tej nazwie sprzed lat stu kilkudziesięciu, kiedy to damy przechadzały się z parasolkami, kawalerowie uchylali kapeluszy, niewolnictwo dopiero co zniesiono, a kraj, przed chwilą jeszcze rządzony przez cesarza, stawał się młodą i w sumie niezbyt demokratyczną republiką. Tymczasem okazuje się, że pod kostiumem dawnych realiów kryją się zupełnie nam bliscy ludzie, mający takie same problemy i dylematy. Świetnym przykładem jest wybór nowelistyki Brazylijczyka po tytułem „Lustro i inne opowiadania”. Machado de Assis jawi się tu jako kapitalny obserwator ludzkich zachowań, celnie potrafi je portretować, a do tego dochodzi zmysł krytyczny i mocno zdroworozsądkowe podejście do życia. Za exemplum tej diagnozy niech nam posłuży nowela „Wróżka”: historia zakochanej pary (ona – mężatka, on – przyjaciel męża, ona – z lekka zabobonna, on – racjonalista), która w kluczowym momencie swego romansu ucieka się do pomocy wróżki właśnie. Może i realia jawią nam się egzotycznie, ale ludzie najwyraźniej nie zmienili się wcale.

A na koniec wróćmy do Europy: aż do 2016 roku wielkim nieobecnym w Polsce pozostał Tommaso Landolfi, włoski nowelista, którego dotąd znaliśmy z pojedynczych tekstów publikowanych w „Literaturze na świecie”. Teraz wreszcie doczekaliśmy się niewielkiego, ale satysfakcjonującego wyboru jego opowiadań, zatytułowanego „Morze Karaluchów”. I to jest bardzo dobry tytuł, bo oddaje charakter pisarstwa tego pana: dwudziestowieczna literatura italska pełna jest oryginałów – Calvino i Buzzati niech nam wystarczą za przykład – i Landolfi wpisuje się w ten nurt. To oryginał i (literacki) szaleniec, szczególnie upodobał sobie konwencję groteski i baśniowość, co stanowi, jak wiadomo, mieszankę wybuchową. Włoch często zlepia swoje historie z motywów i wątków mocno obecnych w literackiej tradycji, w tym sensie jest wręcz konserwatystą, ale robi z nimi zupełnie niestworzone rzeczy. Słowem, jeśli masz wrażenie, że czwarty skandynawski kryminał, który czytasz na wakacjach, jest do złudzenia podobny do trzeciego, drugiego i pierwszego w sumie też – sięgnij po Landolfiego, on cię może zaskoczyć.

Mniej więcej tak samo, jak cała przywołana tu piątka.

A Wy, P.T. Czytelnicy, czytaliście w te wakacje coś wydobytego spod warstw kurzu i zapomnienia?


komentarze [19]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
21.08.2019 06:45
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

pszemeksz 20.08.2019 14:15
Czytelnik

Dlaczego osoba na miniaturce czyta książkę do góry nogami?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mateusz Cioch 19.08.2019 16:41
Czytelnik

"Skarb z Sierra Madre" to jeden z moich ulubionych filmów. Chętnie bym przeczytał pierwowzór.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
automaciej 19.08.2019 15:18
Czytelnik

Autor we wstępie do artykułu stawia bardzo odważną tezę, ja jednak z moich obserwacji wnioskuję coś jeszcze innego: statystyczny wczasowicz wraz z otwarciem pierwszego urlopowego żubra popada w coś w rodzaju otępienia/letargu, i jak w czasie niewakacyjnym zdarza mu się od czasu do czasu przeczytać jakiś kryminał, tak na wakacjach nie czyta nic.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mateusz Cioch 19.08.2019 16:50
Czytelnik

Ale przynajmniej dzięki statystycznemu wczasowiczowi statystyczni automacieje mogą poczuć się lepsi.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Airain 19.08.2019 12:47
Czytelniczka

Lato sprzyja zwłaszcza lekturom lekkim... w sensie kilogramów, żeby nie trzeba było w walizce za dużo dźwigać. ;P

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewwwa 24.10.2019 13:20
Czytelnik

W dobie czytników nie występuje już ten problem :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Małgorzata 19.08.2019 09:15
Czytelnik

A Kto powiedzial, ze literatura ambitna albo zakurzona nie daje czytelnikowi radosci i przyjemnosci? Mnie daje. Wszystko to rzecz gustu i potrzeb indywidualnych. Czytanie Literatury tzw lekkiej zazwyczaj mnie nudzi.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kasia b 18.08.2019 23:57
Czytelniczka

Miasteczko Winesburg. Obrazki z życia w stanie Ohio
Dopiero zaczynam, ale już jest dobrze

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Miasteczko Winesburg. Obrazki z życia w stanie Ohio
Eskarina 18.08.2019 20:15
Czytelnik

Wszystkie wymienione pozycje wyglądają smakowicie. Uwielbiam oryginalną, nietypową literaturę. Trzeba będzie znów pobiec do biblioteki :) Dorothy Parker już miałam na czytelniczej liście, o pozostałych nie słyszałam dotąd.
A z takich zakurzonych dzieł odkryłam tego lata: "Pokój pełen liści" Joan Aiken - mądre, raczej ponure opowiadania nie tylko dla dzieci, "Złotą...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Marcin Fryncko 18.08.2019 18:39
Czytelnik

Akurat ja też tak mam że najczęściej sięgam po "lekkie rzeczy" Kryminały, horrory, fantastykę, ze szczególnym uwielbieniem twórczości klasy B. Poważniejszą literaturę omijam szerokim łukiem. Można by rzec i raczej nie zamierzam tego zmieniać. Literatura, sztuka ma dawać radość i przyjemność.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Shahrivar 18.08.2019 15:31
Czytelniczka

Plus dla Autora tekstu za wzmiankę o Calvino i Buzzatim! :) Z tego względu czuję się zachęcona do przeczytania twórczości Landolfiego. Reszta wspomnianych w artykule książek mnie zbytnio nie przekonuje.
W moim przypadku również pora roku nie ma znaczenia, jeśli chodzi o lżejsze lub cięższe pozycje, aczkolwiek po serii niezbyt wymagających powieści mam ochotę na coś...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
 Rudy Orm  Kapitan Fracasse  Hellenika. Wizerunek epoki od Aleksandra do Augusta