Małe, średnie i duże ucieczki. Relacja z Big Book Festival

Joanna Janowicz Joanna Janowicz
14.06.2016

W miniony weekend w Warszawie odbywał się czwarty Duży Festiwal Czytania. Przez dwa dni miłośnicy książek spędzali czas  w Pałacu Szustra i Parku Morskie Oko, czytając, rozmawiając, leżąc na trawie z rodzinami, przyjaciółmi i psami i przysłuchując się spotkaniom autorskim. Było kameralnie i przyjemnie.

Małe, średnie i duże ucieczki. Relacja z Big Book Festival

W tym roku Big Bookowi towarzyszyło hasło „Wielka ucieczka” i zaprawdę tym właśnie był festiwal. Po pierwsze, była to miejska ucieczka na łono natury - Big Book odbywał się w położonym w sercu miasta Parku Morskie Oko, rozległym i zielonym, tak rozległym i tak zielonym, że aby znaleźć festiwal, trzeba było chwilę pobłądzić parkowymi alejkami. Było w tych poszukiwaniach coś uroczo literackiego - jak pościg Alicji za białym królikiem pędzącym co sił w nogach.

Po drugie, już po dotarciu do serca Festiwalu, czyli do Pałacu Szustra, powszechne były te ucieczki, które czytelnicy najlepiej znają i najbardziej cenią - czyli wielkie ucieczki w książki. Czytać można było na piknikowych kocach i leżakach rozłożonych na trawnikach wokół Pałacu, czytać można było książki własne, przytargane ze sobą, ale też świeże nabytki wybrane na księgarnianym stoisku lub pożyczone z wolnostojących regałów. Rozmaitość tytułów była ogromna. Na przykład, miałam wreszcie okazję sprawdzić, czy chcę czytać Sarah Waters i dlaczego chcę. Lubię taką przypadkową poczytalność.

Oczywiście, nie cały czas było tak leniwie. Big Book nie polegał jedynie na leżakowaniu. Dawał również trzecią szansę na ucieczkę, tym razem pisarzom. Autorom z kilkunastu państw, którzy znaleźli czas i wyrwali się na chwilę do Pałacu Szustra w ten weekend. Zostawili na parę dni swoje domy, swoje sprawy, swój świat, by móc spotkać się z czytelnikami. Usatysfakcjonowani mogli być miłośnicy reportaży: do Warszawy przyjechali m.in. Ed Vulliamy, Steve Sem-Sandberg i Martín Caparrós. Pasjonaci literatury pięknej również nie mieli powodów do grymasów, choć w tym roku zabrakło gwiazdy takiego formatu jak zaproszona rok temu Zadie Smith. Na spotkania przyjechali m.in. tacy pisarze zagraniczni jak Kristina Sabaliauskaité, Lars Mytting, Michael Crummey, Rana Dasgupta, Yasmina Khadra, Matthias Nawrat i Boris Akunin oraz pisarze polscy: Magdalena Parys, Zośka Papużanka, Jacek Dehnel, Józef Hen i Łukasz Orbitowski.

Dla mnie kluczowym spotkaniem na Festiwalu było to z Martínem Caparrósem, autorem głośnej książki Głód wydanej na początku roku. Z pisarzem rozmowę prowadził Dariusz Rosiak, pytania zadawali również czytelnicy. Mimo że temat reportażu wybrany przez argentyńskiego dziennikarza określić można jako trudny i poruszający, nastrajający pesymistycznie, wydźwięk spotkania był optymistyczny. Caparrós zadeklarował, że nie wierzy w żadną katastrofę, ponieważ cechą wspólną wszystkich wróżonych światu od lat apokalips było to, że do żadnej z nich nie doszło. Podkreślał również, że ludzie mają tendencję do tego, by zapominać, że żyjemy w określonych czasach i warunkach, które mimo wszystko są tymczasowe - żaden system polityczny czy ekonomiczny nie trwał jak dotąd wiecznie, wszystkie zmieniały się, czy to na drodze rewolucji, czy ewolucji. Choć teraz nie brzmi to tak przekonująco, wtedy, w czasie spotkania miało to wymiar pocieszenia.

Oprócz spotkań autorskich na Big Booku przygotowano również inne czytelnicze atrakcje: grę przygodową Szekspir Room Escape, bicie rekordu Guinnessa we wspólnym czytaniu na trawie czy lecznicze słuchanie „Czarodziejskiej góry”. Zabawny i przewrotny był plenerowy Teleturniej Niewiedzy o Henryku Sienkiewiczu (zrealizowany w konwencji „Wielkiej gry”), w którym starły się dwie drużyny pod przewodnictwem Michała Ogórka i prof. Jerzego Bralczyka.

Big Booka oceniam jako imprezę sympatyczną. Taką, na której można spotkać się z pisarzami, innymi czytelnikami i wielką literaturą na partnerskim gruncie (np. przysiąść z pisarzem na leżaku na uboczu i chwilę z nim porozmawiać, tak jak ja miałam przyjemność porozmawiać z Magdaleną Parys), w swobodnej atmosferze, której sprzyjała letnia, pogodna aura. Jadąc na Festiwal, spodziewałam się zobaczyć wielkie tłumy biorące w posiadanie cały Park Morskie Oko i oblegające Pałac Szustra. Tymczasem Festiwal okazał się imprezą kameralną, towarzyskim spotkaniem w przyjemnych okolicznościach przyrody, literackim piknikiem. Pomimo wielu atrakcji nie przytłaczał chaosem, nie widać było przemieszczających się wielkich grup czytelników, nie ogłuszał harmidrem głosów i muzyką. Nie przypominał innych imprez tego typu, jak np. Pyrkonu czy, myśląc już bardziej branżowo, Warszawskich Targów Książki. Dla mnie było to bardzo przyjemne odkrycie, odkrycie in plus, ta sielska, kameralna atmosfera.

Tym większym zaskoczeniem dla mnie okazało się podsumowanie przesłane po zakończeniu Festiwalu. Organizatorzy oszacowali w nim, że na Big Booku zjawiło się ponad 10 tysięcy entuzjastów czytania. Najbardziej popularnym wydarzeniem był nocny plenerowy spektakl „Hamlet#casting”, który przyciągnął aż 600 widzów. W drugiej kolejności pod względem popularności organizatorzy wskazują spotkania autorskie z Borysem Akuninem, Martinem Caparrósem i Bogusławem Wołoszańskim, w których według ich danych każdorazowo wzięło udział kilkaset osób. Podkreślają, że są to jedynie szacunki wolontariuszy przeliczających uczestników w czasie trwania poszczególnych wydarzeń. Na część wydarzeń (np. grę przygodową) obowiązywały wcześniejsze zapisy i tu już można było precyzyjnie policzyć uczestników. Mimo to wciąż nie dowierzam: ponad 10 tysięcy osób? Przegapiłam. Wraz z koleżanką myślałyśmy, że było to łącznie około 1000 - 1500 osób. Ale trzeba też zaznaczyć, że jednym z moich ulubionych rodzajów ucieczek jest emigracja wewnętrzna. Na jej karb zrzucę to złudzenie kameralności, które sprawiło mi taką przyjemność.


komentarze [7]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Monika 16.06.2016 20:18
Czytelnik

Nie byłam, więc co do faktycznych liczb się nie wypowiem, ale mam pewne podejrzenia, jak można wytłumaczyć taką rozbieżność pomiędzy szacunkami organizatorów a odczuciami uczestników. Kluczowe mogą być te słowa:
są to jedynie szacunki wolontariuszy przeliczających uczestników w czasie trwania poszczególnych wydarzeń
Czy to przypadkiem nie oznacza, że liczyli obecnych na...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Anna 16.06.2016 00:07
Czytelniczka

Ojej jakie super!! Czy ktoś wie czy w okolicach Krakowa jest organizowana podobna impreza?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
TymonT 15.06.2016 09:54
Czytelnik

Byłem, widziałem. Jak tam było 10 tysięcy osób, to ja jestem święta papużka :) Po cholerę tak zawyżać te statystyki?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
jusola 14.06.2016 18:00
Bibliotekarka | Oficjalna recenzentka

Bardzo fajny był Szekspir Room Escape. Wybrałam się tam z dziećmi, jedno trochę już obeznane z dramaturgiem, drugie zupełnie nie, bo za młode. Ale daliśmy radę:). Układaliśmy np. puzzle z obrazkiem "Śmierć Julii:. Chwilę się zastanawiałam, czego brakuje Julii? 5 tysięcy rzeczy wymyśliłam, zanim zgadłam, że Romea;D Grunt to błyskotliwość:)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Halina Wiśniewska 14.06.2016 17:35
Czytelniczka

Program bardzo ciekawy i goście znakomici! Jeśli chodzi o frekwencje, to miałam podobne odczucia - 10 tysięcy osób? Niemożliwe!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Tomasz 14.06.2016 15:35
Autor

Byłem, widziałem, słuchałem, uczestniczyłem. Fajnie zorganizowany, choć czasem był spory dylemat, które ze spotkań wybrać. W sobotę było niespodziewanie dość chłodno, a w niedzielę Akunin konkurował z transmisją meczu reprezentacji. Zeszłoroczny BBF wydał mi się nieco bardziej udany (Fabryka serów ciekawsza od Pałacu Szustra; goście również), ale i tak już czekam na edycję...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Joanna Janowicz 14.06.2016 13:55
Czytelniczka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post