„Wszechświat kontra Alex Woods” [Przeczytaj fragment]

LubimyCzytać LubimyCzytać
21.03.2014

Pewnej nocy celnik zatrzymuje poszukiwanego Alexa Woodsa. W jego samochodzie znajduje kilogram marihuany, sporą ilość gotówki i… urnę z ludzkimi prochami. Tak rozpoczyna się debiutancka powieść Gavina Extence’a, której premiera zapowiedziana jest na 3 kwietnia. Już dzisiaj macie okazję zapoznać się z jej fragmentem.

„Wszechświat kontra Alex Woods” [Przeczytaj fragment]

1. Urabianie

W końcu mnie zatrzymali. W Dover, kiedy próbowałem wjechać do kraju. Cóż, tak właściwie to się tego spodziewałem, choć w pierwszej chwili zaskoczyło mnie, że szlaban się nie podnosi. Zabawne, jak pokręcone bywa życie. Dotarłszy tak daleko, chyba już uwierzyłem, że mimo wszystko wrócę do domu bez przeszkód — choćby po to, żeby wytłumaczyć się mamie. No wiecie, bez udziału osób trzecich. Ale wyszło jak wyszło.

Pierwsza w nocy, deszcz. Wjechałem samochodem pana Petersona na pas „Nic do oclenia” i zatrzymałem się przy budce, gdzie służbę pełnił tylko jeden celnik. Całe ciało opierał na łokciach, a podbródek na złączonych dłoniach, ale pomimo tego prowizorycznego rusztowania wydawało się, że w każdej chwili może runąć na podłogę bezwładnie jak worek kartofli. Nocna zmiana, czyli parszywa nuda od zmierzchu aż do świtu... Przez kilka uderzeń serca liczyłem, że mężczyźnie zabraknie siły woli, by poruszyć gałkami ocznymi i zerknąć w dokumenty. Ale trwało to krótko. Zaraz potem jego wzrok przesunął się, a powieki szeroko rozwarły. Dał mi znak, że mam czekać, i rzucił kilka słów do walkie-talkie, w pośpiechu, wyraźnie pobudzony. Zorientowałem się, że już po mnie. Dopiero później odkryłem, że moje zdjęcie od dawna krążyło po wszystkich dużych portach, od Aberdeen po Plymouth. Jeśli dodać do tego apele w telewizji, było jasne, że nie miałem żadnych szans.

Kolejne zdarzenia pamiętam jak przez mgłę. Mimo to opiszę je najlepiej, jak potrafię.

Boczne drzwiczki budki zahuśtały się na zawiasach, a mnie owiał zapach łąki pełnej bzów. Doleciał zupełnie znikąd, tak po prostu, a ja zrozumiałem, że będę się musiał bardzo postarać, żeby nie odpłynąć. Z perspektywy czasu wiem, że taki los prędzej czy później był mi pisany. Pamiętajmy, że nie spałem porządnie od kilku dni, a Złe Nawyki Łóżkowe w moim wypadku zawsze stanowiły jeden z czynników wyzwalających. Podobnie jak stres.
#####
Spojrzałem przed siebie, próbując się skupić — na wycieraczkach chłoszczących szybę i na swoich oddechach — kiedy jednak doliczyłem do pięciu, zrozumiałem, że to nie wystarczy. Świat się rozmywał, czas zwalniał swój bieg. Nie miałem wyboru, musiałem podkręcić gałkę radia. Wewnątrz samochodu zagrzmiał Mesjasz Händla — „alleluja” chórów wystarczająco głośne, żeby pobudzić zmarłych w grobach. Kurczę, nie planowałem tego, nic z tych rzeczy. Gdybym przygotował się wcześniej na podobną ewen­tualność, wybrałbym coś prostszego i spokojniejszego: nokturny Chopina albo jedną z suit wiolonczelowych Bacha. Od Zurychu przerabiałem jednak całą dyskografię pana Petersona, a przekorny los postanowił mi spłatać fig­la i tak się akurat złożyło, że w tym momencie słuchałem Mesjasza. Nietrudno odgadnąć, że nie zjednałem sobie tym sympatii celnika. Złożył później na policji sprawo­zdanie, w którym nie omieszkał wspomnieć, że długo nie pozwalałem się aresztować, bo „siedziałem w aucie, gapiąc się w noc i słuchając na cały regulator muzyki religijnej, jakbym był jakimś Aniołem Śmierci”. Pewnie już to słysze­liście — cytat trafił do wszystkich gazet. Pismaki ślinią się z radości, kiedy słyszą takie kawałki. Musicie zrozumieć, że to był zwykły przypadek. Kątem oka zarejestrowałem funkcjonariusza w jaskrawożółtej kurtce, zgarbionego nad oknem od mojej strony, ale zmusiłem się, by nie zwracać na niego uwagi. Zaświecił mi latarką w oczy, co też zigno­rowałem. Po prostu patrzyłem przed siebie i słuchałem muzyki, uchwycony jej jak kotwicy. Bzy wciąż tam były, robiły wszystko, żeby mnie rozkojarzyć. Potem pojawił się kolejny intruz — Alpy. Postrzępione, pokryte zmarzliną wspomnienia, ostre jak igły. Utopiłem je w muzyce. Nie istniało dla mnie nic prócz strun, bębnów, trąbek i niezliczonych głosów wychwalających Pana. Rzeczywiście musiałem wyglądać dość podejrzanie: znieruchomiały w samochodzie, ze szklistymi oczami, a w tle muzyka rozrywająca bębenki, jakbym wiózł na tylnym siedzeniu Londyńską Orkiestrę Symfoniczną. Ale co mogłem poradzić? Tak potężna aura nie mija samoczynnie. Szczerze mówiąc, już od kilku miesięcy stałem nad przepaścią i tylko krok dzielił mnie od katastrofy.

Na szczęście po jakimś czasie udało mi się zażegnać kryzys. Jakiś trybik wskoczył na swoje miejsce, a ja zarejestrowałem półprzytomny, że światło latarki przesuwa się w bok i zamiera niecały metr po mojej lewej stronie. W tamtej chwili byłem zbyt wyczerpany, żeby odgadnąć dlaczego. Dopiero później przypomniałem sobie, że pan Peterson wciąż znajdował się na siedzeniu pasażera. Zapomniałem go schować.
#####
Upłynęło kilka chwil i w końcu smuga światła uciek­ła z samochodu. Zdołałem obrócić głowę o czterdzieści pięć stopni i zauważyłem, że celnik gada do walkie-talkie, wyraźnie wzburzony. Następnie zapukał latarką w okno i zdecydowanym ruchem machnął w dół. Nie pamiętam, żebym wciskał guzik, ale uderzyła mnie fala zimnego, wilgotnego powietrza, kiedy szyba zaczęła się opuszczać. Celnik coś powiedział, jednak nic nie rozumiałem. W następnej chwili sięgnął do wnętrza samochodu i wyciągnął kluczyk ze stacyjki. Silnik zgasł, a głośne „alleluja” umknęło wraz z podmuchem nocnego wiatru. Słyszałem szelest deszczu na asfalcie — z każdą sekundą coraz głośniejszy, jakby rzeczywistość wracała na swoje miejsce. Celnik wciąż coś mówił, wykonując rękami osobliwe, zamaszyste gesty, ale mój mózg nie był w stanie rozszyfrować jego słów. Stało się coś jeszcze — dotarło do mnie, że jakaś myśl szuka ujścia z mojej głowy. Minęła cała wieczność, zanim wreszcie przekułem ją w słowa:

— Proszę pana, obawiam się, że nie jestem w stanie dłużej prowadzić samochodu. Jeśli chce go pan prze­stawić, musi pan poprosić kogoś o pomoc.

Z jakiegoś powodu ta informacja odebrała mężczyźnie mowę. Wykrzywił twarz w serii dziwacznych grymasów, a potem przez dłuższą chwilę gapił się na mnie z rozdziawionymi ustami. Gdybym to ja zachował się tak jak on, prawdopodobnie posądzono by mnie o nieuprzejmość, ale osobiście sądzę, że nie warto robić zamieszania o takie drobiazgi. Postanowiłem nie reagować. Powiedziałem już wszystko, co chciałem powiedzieć, a ponieważ kosztowało mnie to sporo wysiłku, nie przeszkadzało mi czekanie.
(...)

Z dalszą częścią fragmentu możecie się zapoznać tutaj

Książka Wszechświat kontra Alex Woods Gavina Extence’a pojawi się w księgarniach 3 kwietnia.


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Dawodi 21.03.2014 15:00
Czytelnik

"(...)choćby po to, żeby wytłumaczyć się mamie."

Ciekawe... Ciekawe... :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 21.03.2014 14:08
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post