Dzienniki intymne i efekciarskie
Dzienniki tajne i jawne, dzienniki ukrywane i na bieżąco publikowane, dzienniki prawdziwe i autokreacyjne. Różni pisarze tworzą różne dzienniki. Ba, czasem nawet jeden autor prowadzi równolegle kilka rodzajów zapisków.
„Już minęło dwanaście miesięcy! Powinienem był prowadzić dziennik. Mój dziennik roku zarazy”. Tak pluł sobie w brodę bohater książki Johna Banville’a Morze. Na szczęście, pisarzy na ogół omija ten żal, bo zazwyczaj od wczesnych lat prowadzą systematyczne zapiski o swoim życiu. Jedni ściśle je chronią przed cudzym wzrokiem, inni chętnie pokazują je czy czytają na głos swoim bliskim. Niektórzy kryją się z ich prowadzeniem aż do śmierci, dopiero w testamencie ujawniana jest informacja o ich zapiskach. A niektórzy, przeciwnie, piszą je tylko z myślą o publikacji na łamach prasy.
To ciekawe, że forma tak w zasadzie ograniczona pozostaje tak popularna. Skąd ta potrzeba zapisu? Codziennego notowania zdarzeń, upamiętniania rozmów i spotkań, intymnego komentowania go?
„Dla mnie dziennik jest raczej chwilowym od czasu do czasu notowaniem dla siebie przeżyć i myśli – wyjaśnia Jarosław Iwaszkiewicz w swoich Dziennikach. – Nigdy dla kogoś, dla czytelnika, nie pokazuję go nawet Hani czy Jurkowi Lisowskiemu, czy Wiesiowi – i jeżeli nawet będzie kiedyś drukowany, to nigdy o tym nie myślę, nie piszę go do druku – jedynie i wyłącznie dla siebie”.
Zdecydowanie różni go to od kilku kolegów po fachu. W kontekście niedawno ogłoszonego drukiem Kronosa nie zacząć tych dywagacji od Gombrowicza byłoby jakimś miernym żartem. Jak wiadomo, autor Ferdydurke od 1953 roku publikował swój Dziennik na łamach „Kultury”. Wyłuszczał w nim swoje poglądy na sztukę i literaturę, włącznie z tym, że prawdziwa literatura powinna być jak jajko na twardo, dzielił się obserwacjami z bytności w Argentynie, był w nim tak erudycyjny, jak tylko możemy spodziewać się po tym twórcy. Jednocześnie spisywał jednak lakoniczne tajne notatki tyczące się jego życia osobistego i erotycznego, pracy, pisania i zdrowia. Bez silenia się na tworzenie literatury, bez owijania w bawełnę. „Kronos” to forma porządkowania własnych losów obliczona przede wszystkim na własne potrzeby. I niezwykle przez to fascynująca.
Takie oddzielenie publicznego i prywatnego nie było też obce Mironowi Białoszewskiemu. Pozornie szczery i bezpośredni w, dajmy na to, Chamowie, jeszcze bardziej szczerym i bezpośrednim kronikarzem jawi się w Tajnym dzienniku.
Obecnie Dziennik swój stale publikuje, a rok temu wydał w formie zebranej, Jerzy Pilch. Choć jego zapiski brzmią prawdziwie, nie dajemy się oszukać i wiemy, że i on jest w sporej mierze przemyślany i autokreacyjny.
Trudno robić z tego zarzut dziennikom – i go nie czynię. Ciekawi mnie za to pozycja dystansu autorów w ich intymnych, niepublikowanych za życia zapiskach. Bo choćby Dziennik Kafki - jest intymny, ale sztuczny. Sztucznością, lecz inną cechują się też Dzienniki Anaïs Nin – efekciarskie, egzaltowane, pozerskie. Jako odzierająco szczere odbiera się Dzienniki Sylvii Plath, może nie od początku, kiedy poetka tworzy swój własny obraz również we własnych oczach, ale później, gdy stara się uporać z depresją? Wtedy wydaje się autentyczna, pokazuje się sauté. Grama sztuczności nie wyczuwa się też w Szkicach piórkiem Bobkowskiego – eleganckim, wysublimowanym spisywaniu życia w czasie okupacji Francji.
Jakie są Wasze doświadczenia z lekturą pisarskich dzienników? Które z nich dały Wam iluzję bliższego poznania autora, a które odebraliście jako kłamliwe, tuszujące czy efekciarskie?
Fot. Witolda Gombrowicza pochodzi z Wikipedii.
komentarze [5]
Wnętrze i wyobraźnię pisarza można obserwować również przez pryzmat ich dziennikowego procesu autokreacji. To właśnie biografie podają nam z reguły suche fakty, choć też istotne dla "przybliżenia" się do pisarza (zajęcie godne Syzyfa).
Polecam jeszcze Zapiski psychopaty
Osobiście nie interesuje mnie życie pisarzy. Interesuje mnie ich wnętrze i wyobraźnia, a to jak żyją to ich sprawa. Nie potrzebuję poznawać osób, aby zrozumieć pisaną przez te osoby literaturę. Czytałam kilka dzienników, ale zawsze mnie zniechęcały. Już wolę biografie... Są bardziej obiektywne.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Dziennik 1954 całkiem przyjemnie się czytało
Kalendarz i klepsydra a to już sam autor nazywa otwarcie łże-dziennikiem, ale lektura jest tym ciekawsza.
Ogólnie jeśli ktoś chce poznać "prawdziwe oblicze" pisarza, to sięganie po dziennik jest raczej chybionym pomysłem.
Nie ma zaufania do dzienników pisarzy - mało kto pisze w nim coś szczerze o sobie. Większość kreuje swój wizerunek, a styl pisania sprawia wrażenie, jakby autor od nastoletnich czasów wiedział, że ktoś kiedyś te zapiski opublikuje. Widać to w notatkach młodej Zofii Nałkowskiej i Marii Baszkircew.
Dnie - to jest dziennik, który zrobił na mnie...