rozwiń zwiń

Historie z lat 90. rządzą naszą wyobraźnią do dziś – wywiad z Maciejem Marciszem

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
22.05.2019

Choć jest debiutantem, zna rzeczywistość rynku książki jak mało kto. Akcję swej powieści umieszcza w latach dziewięćdziesiątych, ale dzięki temu mówi o tym, kim jesteśmy dzisiaj. W rozmowie z Ewą Cieślik Maciej Marcisz zdradza, co ma na myśli, mówiąc, że jego „Taśmy rodzinne” są jak coca-cola. 

Historie z lat 90. rządzą naszą wyobraźnią do dziś – wywiad z Maciejem Marciszem

Marcin Małys ma 30 lat, 63 tysiące złotych długu i mętną wizję własnej przyszłości.

Kiedy ojciec decyduje się go wydziedziczyć i przekazać wielomilionowy majątek na cele dobroczynne, Marcin postanawia odzyskać należne mu dziedzictwo. Żeby nakłonić ojca do zmiany zdania, musi przekonać do siebie matkę, siostrę i brata, którzy postanowili o nim na zawsze zapomnieć. Z przezabawnej historii o próbach radzenia sobie z dorosłością „Taśmy rodzinne” przeradzają się w poruszającą sagę rodzinną. To opowieść o magicznej i fatalnej sile pieniądza, narodzinach fortun nowobogackich, toksycznym poczuciu wyjątkowości i skutkach manipulowania wspomnieniami. O tym, czego nigdy nie dowiemy się o cudzej rodzinie, i o pewnej taśmie VHS. [Opis wydawcy]

Ewa Cieślik: Na co dzień pracujesz w branży wydawniczej – czy właśnie dzięki temu postanowiłeś wydać własną książkę? A może zawsze chciałeś pisać, a praca przy książkach była tego wypadkową?

Maciej Marcisz: Tak, zawsze chciałem pisać, a praca w branży wydawniczej spowodowała, że zrozumiałem, że nie ma się co jarać pisaniem i publikowaniem. (śmiech) W finale miałem mniejszą spinkę na zrobienie tego jak najszybciej. Dosyć wcześnie zdałem sobie też sprawę z tego, że w 99 procentach przypadków z pisania nie da się żyć i nie ma co wiązać z tym zbyt dużych nadziei.

„Taśmy rodzinne” to debiut. Jakie uczucia towarzyszą autorowi, gdy widzi swoją książkę wydaną, czytaną, dyskutowaną? Radość i satysfakcja czy może raczej obawa?

W moim wypadku bardziej się bałem, niż cieszyłem – reakcji czytelniczek i czytelników, krytyczek i krytyków, branży. Satysfakcja i radość to uczucia, które towarzyszyły bardziej pisaniu niż wydawaniu. Tak się jakoś ułożyło. Jak widzę jakiś link do recenzji, nowe zdjęcie na Instagramie albo nawet wywiad, którego udzieliłem i wiem co w nim jest, to pierwsza reakcja to przerażenie. (śmiech) Pewnie za jakiś czas się uodpornię.

Twój bohater pochodzi z pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków, podobnie jak ty. Czy właśnie do czytelnika w tym wieku, dzielącego te same doświadczenia i wspomnienia, kierujesz tę książkę?

Tak myślałem na początku, kiedy tę książkę pisałem. Dziś, po reakcji ze strony przedstawicielek i przedstawicieli różnych pokoleń, trochę mi się to poszerzyło. Czytają ją nie tylko moi rówieśnicy, ale i pięćdziesięciolatkowie, którzy mówią, że odnaleźli w niej siebie, swoją historię. Więc teraz widzę to tak, że „Taśmy…” są dla wszystkich, jak coca-cola przy rodzinnym stole w tej reklamie, gdzie wszyscy zjeżdżają się na święta. (śmiech) „Taśmy rodzinne” dla całej rodziny!

Już sama – piękna! – okładka autorstwa Tomasza Majewskiego nawiązuje do kaset VHS, na których nagrywało się komunie czy filmy sensacyjne z Bruce'em Lee i Schwarzeneggerem. Zresztą cała publikacja zgrabnie wpisuje się w trwającą teraz modę na wszystko, co najntisowe. Czy książka, której spora część akcji dzieje się w latach dziewięćdziesiątych, to wyraz nostalgii za tamtymi czasami, zabawami na podwórku i gumą Turbo?

Nigdy nie tęsknię za tym, co było, teraźniejszość i przyszłość zawsze ciekawią mnie bardziej. Ale, uwaga – BANAŁ WARNING – chyba żeby zrozumieć, gdzie dziś jesteśmy, wtedy musimy spojrzeć trochę do tyłu. W tym sensie lata dziewięćdziesiąte to narodziny sił, marek i ludzi, którzy do dziś opowiadają nam świat. W pierwszym roku nowej dekady opublikowano po raz pierwszy Listę 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”. W 1992 nadawanie zaczął Polsat, pięć lat później – TVN. Kulczykowie, Solorz-Żak, „Kevin sam w domu”, „Familiada”, „Milionerzy” – to wszystko lata dziewięćdziesiąte. Historie, które wtedy nam opowiedziano, rządzą naszą wyobraźnią do dziś. No i zgadzam się z tobą, że tęsknota, która wypełnia dzisiejszych trzydziestolatków, to tęsknota za dzieciństwem, czasem niewinności i beztroski.

„Taśmy” można postrzegać jako powieść z gatunku coming of age albo nawet Bildungsroman, jednak Marcin w dorosłość wchodzi dość późno, bo po trzydziestce. Czy tworząc tę postać, chciałeś, by wpisywała się ona w charakterystykę pokolenia, o którym mówi się, że ceni niezależność i spełnienie wyżej niż obowiązek stabilnej pracy czy założenia rodziny?

Chciałem, żeby Marcin przeżył przemianę – nie myślałem o pokoleniu w sensie badań, statystyk i diagnoz, raczej pisałem tę powieść tak, jakbym pisał ją dla swoich przyjaciółek i przyjaciół – chciałem opowiedzieć coś, co będzie naszą / ich historią.

Prekariat, stypendia, frustracja, a jednocześnie hipsterskie życie w wielkim mieście, z nieodłącznym elementem w postaci kawy z modnej kawiarni – tak (w skrócie) wygląda odmalowane przez ciebie życie artystów. Jednym z nich jest bohater „Taśm…”. Dlaczego to właśnie w tym środowisku postanowiłeś umieścić Marcina Małysa?

To przyszło jakoś naturalnie. Teraz, kiedy mnie o to pytasz i wymyślam odpowiedź na bieżąco, powiem, że chyba po to, żeby bohater mógł przeżyć przygodę i miał możliwość „swobodnego poruszania się po mapie”. Wygodniej kiedy ma wolny zawód. (śmiech)

Twoja książka jest między innymi o pieniądzach. To trochę temat tabu – wszyscy o nich myślą, ale niewielu rozmawia wprost. Ty zaś opisujesz to, jak bardzo życie kręci się wokół zdobywania, gromadzenia i wydawania środków finansowych, oraz to, jak funkcjonujemy, gdy ich zabraknie – niezależnie od tego, czy żyjemy w czasach transformacji, czy późnego kapitalizmu. Skąd pomysł, by właśnie na tym motywie oprzeć fabułę?

Chciałem, żeby książka była realistyczna i wydaje mi się, że z tego też między innymi składa się rzeczywistość. W sumie chyba większość czasu poza snem poświęcamy zarabianiu pieniędzy, a potem ich wydawaniu, zastanawianiu się, na co je wydać. Pieniądze są ważne. Niezależnie od tego, czy masz ich mało, czy dużo, dotyczą wszystkich. Brakowało mi historii, w której będą grały pierwsze skrzypce.

„Taśmy rodzinne”, jak sugeruje sam tytuł, to również opowieść o rodzinie. Po lekturze można zastanawiać się nad tym, czego dziecko może żądać od rodziców, a co jest im winne, i odwrotnie – czym rodzice powinni swego potomka obdarować, by nie czuć się wykorzystanymi. Czy uważasz, że istnieją pewne reguły, dzięki którym można zakwalifikować kogoś jako dobrego lub złego syna, córkę, rodzica?

Nie, chyba nie. Nie chciałbym odgrywać na siłę autorytetu w tym temacie.

Marcin Małys, Maciej Marcisz. Poza podobnym nazwiskiem wspólnych cech jest jeszcze kilka. Na ile „Taśmy rodzinne” to historia autobiograficzna?

Bardziej autobiograficzna niż nie. Poza tym wierzę, że rzeczy, które nam się nie przytrafiły, ale mogły przytrafić, też stają się częścią naszej historii. W tym sensie jest kompletnie autobiograficzna – te wszystkie rzeczy mogły mi się wydarzyć.

Czytając „Taśmy…”, ma się przyjemne wrażenie obcowania z niezwykle zręcznie napisaną prozą. Czy masz w planach kolejną książkę? A może na wydanie czekają już wcześniej napisane historie?

Po pierwsze: dziękuję! Po drugie: „Taśmy…” to nie pierwsza książka, którą zacząłem pisać, ale pierwsza, która się ukazała, ale tak czy inaczej – nic, co istnieje już na moim Google Drive, nie nadaje się do wydania. Jest kilka pomysłów, które rozwijały się w mojej głowie i w notatkach równolegle. Jeszcze kilka tygodni temu mówiłem, że to, czy dalej będę coś pisał, czy zabiorę się za to szybko, zależy od tego, jak „Taśmy…” zostaną odebrane. Dziś już wystarczająco dużo osób, z których zdaniem się liczę, zmotywowało mnie do dalszego pisania. Dostaję wiadomości od czytelniczek i czytelników, takich prawdziwych, nie tylko znajomych, które najczęściej zaczynają się od słów: „nie mam w zwyczaju pisać do autorów, ale tym razem musiałem / musiałam…”. To jest mega niezwykłe i wzruszające. Powoli będę więc brał się do roboty. W sierpniu jadę się gdzieś odosobnić i nabrać sił do zrobienia nowej rzeczy, a tymczasem mój notatnik w telefonie zapełnia się małymi zdaniami i pomysłami.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Ewa Cieślik 22.05.2019 11:15
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post