rozwiń zwiń

Lubię ludzi i dla nich piszę powieści z dużą dawką emocji – wywiad z Iloną Gołębiewską

LubimyCzytać LubimyCzytać
21.05.2019

Na każdą kolejną książkę Ilony Gołębiewskiej czytelniczki czekają z zapartym tchem. Autorka, nazywana mistrzynią emocji, z okazji premiery swojej najnowszej powieści rozmawia z nami o uczuciach towarzyszących pisaniu, dziecięcych marzeniach, pracy zawodowej oraz trudności w tworzeniu postaci kobiecych.

Lubię ludzi i dla nich piszę powieści z dużą dawką emocji – wywiad z Iloną Gołębiewską

Dwór na Lipowym Wzgórzu należy do rodziny Horczyńskich niemal od dwustu lat. Stanowi także wielką atrakcję dla turystów odwiedzających Podlasie. Jego właścicielką jest Aniela, słynna malarka. Zmęczona światowym życiem postanawia osiąść w rodzinnych stronach. Zakłada na Lipowym Wzgórzu Akademię Sztuk Anielskich, której pomysł narodził się dzięki lokalnej legendzie o aniołach. Czy zyska poparcie kobiet z rodziny Horczyńskich, czyli Sabiny, Klary i Lilianny?

Przyjazd redaktora prowadzącego program „Maluchem przez Polskę”, niesforna przyjaciółka podbijająca internet motywującymi filmikami, odkrycie podziemnych korytarzy we dworze, poszukiwanie przez Anielę ukochanego Witka, który przed laty zniknął bez wieści… Wszystko to sprawia, że życie mieszkańców dworu pełne jest atrakcji, humoru, ale czasem także trosk.

Zmartwieniem Anieli jest również konflikt Horczyńskich i ich sąsiadów Gajowiczów. W czasie wojny na Czarnym Szańcu doszło do pogromu oddziału partyzantki, w którym zginęli członkowie obydwu rodzin. Czy odnalezienie dzienników z czasów wojny pozwoli Anieli oczyścić dobre imię ojca, którego podejrzewano o zdradę?

Tajemnicza, intrygująca i pełna emocji opowieść o potrzebie bycia kochanym, poszukiwaniu szczęścia i roli przeznaczenia. Autorka udowadnia, że trzeba podążać za głosem serca, otaczać się życzliwymi ludźmi i realizować swoje życiowe pasje.

Katarzyna Tajak*: Na rynku wydawniczym jest pani obecna właściwie od niedawna, ale nazwisko Ilony Gołębiewskiej wymienia się ciągiem obok nazwisk najpopularniejszych autorek literatury kobiecej. Pani powieści sprzedają się w wielotysięcznych nakładach, a wierne grono czytelniczek stale rośnie. Spodziewała się pani takiego sukcesu?

Ilona Gołębiewska: Debiutowałam w marcu 2017 roku powieścią „Powrót do starego domu”. Miałam wtedy dwa marzenia – by powieść się spodobała i by czytelnicy zechcieli napisać do mnie e-maila, dzieląc się wrażeniami po lekturze. W słowie od autorki zostawiłam do siebie kontakt. Oba marzenia się spełniły. Po tygodniu od premiery dostałam wieści z redakcji, że powieść jest bestsellerem i są robione kolejne dodruki. Od początku wiedziałam, że to będzie saga o starym domu, na którą będą się składały trzy powieści. Czytelnicy pokochali ją od razu, a ja dostałam zapewnienie, że to, co robię, ma sens i sprawia innym radość. Powieści pisałam, chcąc się oderwać od pracy zawodowej. Pracowałam wtedy na dwóch etatach, miałam na głowie kilka projektów, stosy różnych prac zleconych. Spałam po kilka godzin, byłam wiecznie zmęczona i zapomniałam nieco o samej sobie. Dzisiaj twierdzę, że pisanie powieści pozwoliło mi spojrzeć na wszystko z pewnym dystansem. Jednak najlepsze w tej historii jest to, że pasja pisania wywróciła moje życie do góry nogami. Z perspektywy czasu wiem, że spotkało mnie wielkie szczęście!

Czytelniczki nazywają panią prawdziwą mistrzynią emocji, ale nie sposób się temu dziwić – pani książki zawsze są pełne uczuć, poruszających historii, zaskakujących zdarzeń. Jakie odczucia towarzyszą pisarzowi podczas tworzenia tak emocjonalnych powieści?

Z jednej strony pisanie to moja pasja, daje niesamowite poczucie wolności. Przecież tylko ode mnie zależy, co się za chwilę wydarzy na kolejnych stronach powieści. Ciągle coś mnie zachwyca, zadziwia, jest kolejnym wyzwaniem. Zależy mi na tym, by każda moja powieść była intrygująca i przedstawiała historię, która mogłaby się przydarzyć każdemu z nas. Z drugiej strony pisanie powieści z dużym ładunkiem emocjonalnym wymaga pełnej koncentracji i zaangażowania. Myślę, że jest to konieczne, by czytelnik mógł dostrzec w nich życiową prawdę. Gdy piszę, całkowicie wchodzę w świat bohaterów, żyję ich emocjami. Dlatego zazwyczaj piszę nocą – to sprzyja wyciszeniu, pozwala zapomnieć o moim własnym życiu i skupić się na bohaterach. Teraz już wiem, że raczej nie będę pisarką, która siedzi w domu, pisze książki, sporadycznie spotyka się z czytelnikami. Potrzebuję częstego kontaktu z ludźmi, a praca i świat są dla mnie inspiracją. Konieczny jest też ruch! Odkąd piszę powieści, zdecydowanie bardziej narzekam na bóle kręgosłupa, dlatego gdy tylko mogę, wsiadam na rower i jadę do lasu.

„Podaruj mi jutro” jest pani szóstą książką. Wiemy, że w przygotowaniu są kolejne tytuły. Skąd czerpie pani pomysły na przedstawiane w nich historie?

Nie będę tutaj oryginalna i odpowiem, że czerpię je po prostu z życia. Rozmowy z ludźmi, podróże, praca zawodowa, kontakt z czytelnikami – to wszystko sprawia, że kolekcjonuję różne historie, wspomnienia, zachęcam do podzielenia się ciekawymi opowieściami. Ponadto dużo czytam, uwielbiam brać udział w wydarzeniach kulturalnych, nasłuchuję wieści ze świata. Ale myślę, że w tym wszystkim najważniejsza jest wyobraźnia, a tej nigdy mi nie brakowało. Całe szczęście!

W pisanych przez panią książkach prym wiodą postacie kobiece. Alicja Pniewska z sagi o starym domu, Anna Janowska z „Miłość ma twoje imię”, Zuzanna Widawska z „Teatru pod Białym Latawcem” czy Aniela Horczyńska z „Podaruj mi jutro” to tylko niektóre z nich. Jaki jest pani sposób na tworzenie tak wyrazistych i różniących się od siebie bohaterek? To chyba musi być trudne.

Moje bohaterki to zazwyczaj bardzo silne kobiety, chociaż początkowo mogą sprawiać inne wrażenie. Lubię pokazywać, jak wiele ma do zaoferowania kobieta, jaką ma siłę, ale też jakie trudności stawia przed nią życie. Sama wychowałam się w dość męskim środowisku, były sytuacje, kiedy musiałam ostro o siebie walczyć, wiele razy stawiałam czoła krzywdzącym stereotypom czy oczekiwaniom. Były osoby, które podsuwały mi gotowy plan na życie, wcale niezgodny z moim wyobrażeniem. Niby czasy się zmieniły, a ja nadal spotykam się z podobnymi sytuacjami. Mam za to szczęście do poznawania niezwykłych kobiet, które swoją siłą, determinacją i ciężką pracą osiągnęły bardzo wiele. Dla mnie są po prostu inspiracją. Jedną z takich kobiet jest moja mama i ogólnie kobiety z mojej rodziny, które są bardzo silne, chociaż momentami niedoceniane. Dlatego bohaterki moich książek są życiowe, mają wady i zalety, czasami gubią się w trudnych sytuacjach, dokonują złych wyborów i niekiedy płacą za nie wysoką cenę. Tak jak w życiu.

Czy bohaterki pani książek mają swoje pierwowzory w rzeczywistości? Mogłaby pani powiedzieć, że Alicja, Zuzanna lub Aniela mają cechy pani, pani mamy, babci, ciotki lub bliskiej koleżanki? A może są wyłącznie wytworem pani wyobraźni?

Na pewno są lustrzanym odbiciem kobiet, z którymi mam przyjemność spotykać się w życiu prywatnym i zawodowym. Niekiedy na swojej drodze spotykam kobietę, która mnie urzeknie wyglądem, stylem bycia czy podejściem do ludzi. I wtedy myślę: „Tak, ona mogłaby być bohaterką mojej powieści!”. Zazwyczaj „pożyczam” sobie pewne jej cechy. Nigdy nie jest tak, że w danej powieści pojawia się kobieta, którą mogłabym bezpośrednio wskazać w realnym życiu. Cała kreacja bohaterki to już kwestia mojej wyobraźni. W „Miłość ma twoje imię” mamy młodą, delikatną Annę, która dopiero uczy się, czym naprawdę jest życie. W „Teatrze pod Białym Latawcem” jest Zuzanna – kobieta znająca swoją wartość, która chodzi własnymi ścieżkami i nie lubi, gdy ktoś jej cokolwiek narzuca.

Pisanie od zawsze było pani pasją. Już w wieku pięciu lat zarzekała się pani, że w przyszłości zostanie pisarką i słowa dotrzymała. Ale pisanie to tylko jedno z pani dziecięcych marzeń. Drugim było nauczanie.

Do dzisiaj cała rodzina przypomina mi, jak po piątych urodzinach, zapytana przez dziadka, kim będę, jak już dorosnę, odpowiedziałam pewnie, że nauczycielem i pisarką! Ale z perspektywy czasu widzę, jak wiele musiało się zdarzyć, bym dotarła do tego etapu życia, w którym obecnie jestem. Dosyć długo szukałam sposobu na życie. Próbowałam nowych prac, aktywności, ponieważ miałam w sobie przekonanie, że coś ważnego może mi umknąć. Liczyłam, że trafię do miejsca pracy, które da mi wiele satysfakcji, a przede wszystkim pozwoli ciągle się uczyć i rozwijać. Różnie z tym wychodziło. Zawsze moja praca była związana z ludźmi i pisaniem. Teraz już wiem, że to klucz do sukcesu. Kierowałam się intuicją i zasadą, że wybrane zajęcie powinno dać mi satysfakcję. Tak było z pisaniem. Pisałam, ponieważ to dawało mi niesamowitą radość i spełnienie.

Z wykształcenia jest pani doktorem nauk społecznych w zakresie pedagogiki. Na co dzień zajmuje się pani edukowaniem dzieci, osób dorosłych i seniorów. Jaka jest pani recepta na godzenie pracy zawodowej z pisaniem? Czy doświadczenie w nauczaniu wpływa na pani twórczość?

Swoją pracę nazywam „od przedszkola do seniora”, daje mi ona wiele satysfakcji. Jej zakres mocno się zmienił, odkąd wydaję kolejne powieści. Trzeba było dokonać wyboru, chociaż mam wrażenie, że sprawy same z siebie zaczęły się pomyślnie układać. Zawsze podkreślam, że moje pisanie powstało z tęsknoty za opowiadaniem historii. Wiele razy szłam w teren, rozmawiałam z ludźmi, robiłam wywiady, poznawałam niesamowite historie. Z tego powstawał artykuł na ponad dwadzieścia stron, ukazywał się w druku i na tym sprawa się kończyła. A we mnie był bunt, że tyle zebranych historii gdzieś leży w szufladzie i nic się z nimi nie dzieje. Stąd pomysł na pisanie powieści obyczajowych. Chcę opowiadać życiowe historie. Moja praca zawodowa i pisanie mają wspólny mianownik – jest nim człowiek.

W swojej twórczości podejmuje pani wiele ważnych tematów, dzięki czemu pani powieści wykraczają poza ramy lekkiej literatury kobiecej, która pełni funkcję wyłącznie rozrywkową. Arteterapia, samotność, sztuka godzenia się z tragiczną przeszłością, choroba nowotworowa to zaledwie kilka z nich. Czy to właśnie ze względu na poruszaną problematykę pani proza zyskuje tak wiele zwolenniczek?

Od początku zależało mi na tym, by moje powieści podejmowały ważne tematy. Teraz widzę, że to była dobra decyzja. Dowodem są wiadomości od czytelników oraz rozmowy z nimi podczas spotkań autorskich czy targów książki. Często słyszę i czytam, że moja powieść zainspirowała kogoś do zmian w życiu, pozwoliła spojrzeć na coś z dystansem czy nawet była takim pstryczkiem w nos. Powieści są pewnego rodzaju lustrem, w którym czytelnik może się przejrzeć. I w sumie tylko od niego zależy, co w tym lustrze zobaczy. Mówi się, że jak powieść trafia w ręce czytelników, to zaczyna żyć swoim życiem. I w zupełności się z tym zgodzę. Dla mnie istotne jest to, by lektura moich powieści skłoniła do refleksji, zadania sobie ważnych pytań. A przy tym chcę dać czytelnikowi wielowątkową fabułę, która zaintryguje, będzie zagadką, swego rodzaju podróżą u boku bohaterów. A ci w moich powieściach są wyjątkowo ciekawscy!

Pani najnowsza powieść stanowi pierwszą odsłonę przejmującej historii dworu na Lipowym Wzgórzu. Planowana saga przedstawi zawiłe dzieje wielopokoleniowej rodziny. Podobna seria pojawiła się już w pani dorobku. Chodzi oczywiście o trylogię o starym domu, której zawdzięcza pani popularność. Czy powrót do formuły sagi rodzinnej to ukłon w stronę czytelniczek, które uwielbiają cykle powieściowe?

„Powrót do starego domu”, „Tajemnice starego domu” i „Pamiętnik ze starego domu” to saga, dzięki której zaczęła się moja literacka droga. Jest dla mnie ważna również dlatego, że jej akcja została osadzona w moich rodzinnych stronach, w miejscowości Pniewo (położonej w połowie drogi między Wyszkowem a Pułtuskiem). Od czytelników wiem, że najbardziej urzekł ich klimat powieści, malowniczy stary dom oraz wciągające wątki. Mamy tam samotność, szukanie swojego miejsca w życiu, adopcję dziecka przez osobę samotną, marginalizację osoby chorej, zdradę. Te powieści są bardzo życiowe, a poznając bohaterów, mamy wrażenie, że stają się naszymi przyjaciółmi.

A saga o dworze na Lipowym Wzgórzu? Kocham Podlasie, mieszkałam kiedyś dwa tygodnie w starym dworze i tak narodził się pomysł na nową sagę. Każda z powieści będzie zupełnie oddzielną historią. Poznamy losy czterech kobiet: Anieli, Sabiny, Klary i Lilianny. Już teraz wiem, że w „Podaruj mi jutro” ulubieńcami czytelników są: Aniela Horczyńska, redaktor Rakoczy z programu „Maluchem przez Polskę” i babcia Kalina, która staje się gwiazdą internetu. Zapraszam do lektury powieści!

Na koniec proszę nam zdradzić to, na co wszystkie czytelniczki czekają najbardziej – o czym będzie opowiadać pani kolejna powieść? Będzie nią zapewne kontynuacja sagi o dworze na Lipowym Wzgórzu.

Teraz pracuję nad historią Sabiny Horczyńskiej. Tak jak wspomniałam, będzie to oddzielna powieść, chociaż wszystkie zaplanowane łączy dwór na Lipowym Wzgórzu i przeszłość rodziny Horczyńskich. Będą nowe wątki, nowi bohaterowie – mam nadzieję, że skutecznie zaskoczę czytelników swoimi pomysłami. Jednym z nich będzie próba pokazania, w jaki sposób człowiek może bardzo szybko popaść w problemy za sprawą niedopilnowania małych decyzji, które przekładają się na duże konsekwencje. Będzie również podróż do przeszłości, szukanie zaginionego ojca, a nawet pojawi się wątek kryminalny z potężną aferą w tle! Proszę mocno trzymać za mnie kciuki. A przez najbliższe tygodnie mam zamiar świętować razem z czytelnikami premierę „Podaruj mi jutro”. Czeka mnie wiele spotkań, w tym Warszawskie Targi Książki. Zapraszam w sobotę 25 maja na stoisko wydawnictwa MUZA, gdzie w godzinach 12.00–13.00 będę podpisywać książki.

---

*Katarzyna Tajak – miłośniczka książek, blogerka, współpracowniczka wydawnictwa MUZA.


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Batalia 21.05.2019 16:20
Czytelniczka

Wywiad polukrzony do niemożliwości. Ciekawe, że autorka posługuje się w nim lepszym językiem, niż w swoich książkach...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 21.05.2019 13:36
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post