„Gra o tron” w kosmosie – George R.R. Martin w rozmowie z Johnem Scalzim

LubimyCzytać LubimyCzytać
08.03.2019

Jedna z najważniejszych premier tego roku. To książka przeznaczona dosłownie dla każdego, nie tylko dla fanów science fiction! Wciągająca, ze świetnie wykreowanym światem i bohaterami oraz wartką akcją. Najprawdopodobniej też w niedługim czasie pojawi się na małym ekranie, ponieważ prawa do ekranizacji „Upadającego Imperium” zostały wykupione.

„Gra o tron” w kosmosie – George R.R. Martin w rozmowie z Johnem Scalzim

„Upadające Imperium”, John Scalzi

Pierwsza powieść nowej serii książek w konwencji space opera, osadzonych w całkowicie nowym uniwersum, napisana przez laureata nagrody Hugo, autora bestsellerów z listy „New York Timesa”: „Wojna starego człowieka” oraz „Czerwone koszule”.

Naszym Wszechświatem rządzi fizyka, więc podróżowanie szybciej niż z prędkością światła nie jest możliwe. Tak było, dopóki nie odkryto Nurtu – pozawymiarowego pola, do którego możemy uzyskać dostęp w określonych punktach Czasoprzestrzeni, a ono niesie nas do innych światów, krążących wokół innych gwiazd.

Ludzkość wybrała się z Ziemi w kosmos i z czasem zapomniała o swoim rodzimym świecie, tworząc nowe imperium, Wspólnotę, której etos mówi, że żadna z placówek zamieszkanych przez człowieka nie jest w stanie przetrwać bez pozostałych. To stanowi barierę dla międzygwiezdnych wojen, ale też system kontroli władców nad imperium.

Nurt jest wieczny, ale nie statyczny – tak jak rzeka zmienia swój bieg, odcinając różne światy od reszty ludzkości. Kiedy przemieszczanie się Nurtu zostaje odkryte – co może się zakończyć odizolowaniem wszystkich miejsc zamieszkanych przez człowieka poprzez uniemożliwienie podróży szybszych niż prędkość światła – troje ludzi: naukowiec, kapitan statku kosmicznego oraz cesarzowa Wspólnoty prowadzą wyścig z czasem, żeby zbadać co, jeśli w ogóle cokolwiek, da się uratować z międzygwiezdnego imperium znajdującego się na krawędzi rozpadu.

George R.R. Martin: Piszę też inne rzeczy oprócz „Gry o tron”, to znaczy „Pieśni lodu i ognia”, ale kiedy to robię, trolle wypełzają na mnie tysiącami. Ale twoi fani zdają się mieć nastawienie: „O, robisz coś innego, super!”. Nie wiem, jakim cudem wyćwiczyłeś ich tak dobrze.

John Scalzi: Mam w tym temacie kilka teorii. Chciałbyś je poznać?

Jasne! Opowiedz nam o swoich teoriach.

Po pierwsze, zawsze otwarcie, z góry mówiłem, że będę pisał inne rzeczy oprócz „Wojny starego człowieka”. Tak samo otwarcie mówiłem, kiedy ktoś mnie pytał: „Kiedy kolejna część?”, „Nie mam pojęcia” – odpowiadałem, „A będzie kolejna?”, „Być może”, a jak już naprawdę mnie wkurzyli, to nie mówiłem nic. Myślę, że na dość wczesnym etapie kariery dałem jasno do zrozumienia, że książka będzie, kiedy będzie. Czytajcie pomiędzy coś innego, nie obchodzi mnie to. To działa. Druga sprawa jest taka, że myślę, że jest różnica między tym, jak ludzie reagują na prozę SF (bo filmy SF to zupełnie inna dynamika), a jak na prozę fantasy. Część rozważań sprowadza się do tego, że „Upadające imperium” ma taką objętość, a twoje książki są… większe. Oprócz tego są napakowane powalającą ilością informacji opisujących świat i ludzie tak w niego wsiąkli, że „Upadające imperium” odwiedzają, ale żyją w Westeros. (oklaski) I to właśnie dlatego, że jest taki poziom identyfikowania się z miejscem, z czasami i innymi rzeczami, które opisujesz, kiedy ja mówię „będzie, kiedy będzie, albo nie będzie, nie obchodzi mnie to”, ludzie reagują na zasadzie: „ee tam, ten Scalzi”, ale w przypadku ciebie czy Patricka Rothfussa, czy Brandona Sandersona, to bardziej przypomina (głos udający Golluma): „Potrzebujemy go! Chcemy go, skarbie! Gdzie on jest!? Daj go nam teraz!”. Jest to więc zupełnie inna dynamika. (…) Mam fanów, świetnych fanów i bądźcie błogosławieni za to, że tu przyszliście dziś wieczorem, ale to nie ten sam poziom głębokiej identyfikacji, którą wywołują epickie sagi fantasy. I w sumie nie mam z tym problemu, bo, wiesz, jeśli mam być szczery, to przynajmniej ludzie, mówiąc w przenośni, nie stoją mi pod drzwiami, powtarzając: „Nie odejdziemy, póki nie będzie nowej książki”. Oznacza to, że „Upadające imperium” jest na tyle dobre, że ludzie pytają: „Przeczytałem je w trzy dni. Kiedy następne?” i gdy słyszą „2019”, krzyczą „O, Jezu!” i to jest super, ale nie mówią ci: „Spalę twój dom, bo potrzebuję kolejnego tomu już teraz”.

Więc to też będzie cykl.

Tak, tak, to pierwszy tom cyklu.

Ale zamknięty cykl, zaplanowany na cztery, pięć tomów, czy otwarty, jak „Wojna starego człowieka”?

Tytuł mówi „Upadające Imperium”, więc imperium musi upaść. (śmiech) To znaczy, że nie mogę tego przedłużać w nieskończoność, muszę to dokończyć.

No nie wiem. Zima nadchodzi już od wielu lat.

Jezu, ta jesień trwa już tyle czasu… (śmiech)

Czyli co? Będziesz brał udział w produkcji telewizyjnej? Będziesz pisał scenariusze? Będziesz producentem wykonawczym?

Jedną z rzeczy, jakie zrobiliśmy w kwestii tego, nad czym pracujemy (a oprócz „Wojny starego człowieka” mamy kilka innych projektów), jest to, że przezornie zastrzegliśmy w kontraktach, iż będę producentem wykonawczym. Zrobiliśmy to z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że to dodatkowe pieniądze (a ja mam córkę, która idzie do college’u), a poza tym dzięki temu masz miejsce przy stole, no nie?

Jasne.

Muszą ci powiedzieć, co robią, pokazać ci scenariusze, muszą wysłuchać, co masz na ten czy inny temat do powiedzenia.

Jesteś w pokoju, gdzie się to wszystko dzieje.

Jesteś w pokoju, gdzie się to wszystko dzieje. (…) A jak cię nie ma w pokoju, to nie masz nic do gadania. I nie możesz się sprzeciwić, kiedy prezentowany materiał nie ma nic wspólnego z tym, co zrodziło się w twojej głowie. I rozumiem ideę Hollywoodu, podobnie jak cały proces współpracy oraz to, że żadna osoba nie dostanie wszystkiego, co tylko sobie zamarzy, a jednocześnie, wiecie, to się narodziło w mojej głowie, więc przynajmniej powinienem móc czasem powiedzieć: „Ej, chłopaki, może zrobimy to w ten sposób. W sumie nie wiem, bo kimże jestem, tylko facetem, który to wszystko wymyślił”. No ale tak, upewniliśmy się, że mamy wstęp do pokoju.

Więc „Czerwone koszule” też są na warsztacie?

Tak, też. Mamy tak: „Wojnę starego człowieka”, „Czerwone koszule”, właśnie niedawno dogadaliśmy się w sprawie „Upadającego Imperium” i jego funkcjonowania jako tytułu telewizyjnego. (...) Mamy też kilka innych rzeczy, w sprawie których toczą się negocjacje.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
08.03.2019 19:24
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

jatymyoni 08.03.2019 15:34
Bibliotekarz

Czytam właśnie "Upadające imperium" i jestem jest świetne.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 06.03.2019 12:40
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post